Na szczęście przed przeczytaniem książki nie zajrzałem do licznych entuzjastycznych recenzji w necie. Srogo bym się lekturą zawiódł, a tak zawiodłem się normalnie i spokojnie, zgodnie z planem i zasadą nil admirari. Bo czyż istnieje japońska książka poprawnie przetłumaczona z angielskiego? Poprawnie, czyli dająca się czytać bez uczucia, że oto zaserwowano danie mocno nieświeże w imię wątpliwych oszczędności na tłumaczeniu z oryginału. Dlaczego, pytam wymachując wirtualną pięścią w stronę wydawnictwa spod znaku harpagona, nie poproszono uprzejmie któregoś z japońskojęzycznych tłumaczy o przybliżenie tekstu polskiemu czytelnikowi? Nie wierzę że ta powieść jest zła. Momentami jest nawet ciekawa, ale przyjemność czytania psują zdania dostosowane do poziomu odbioru przeciętnego trzynastolatka. Mały przykład:
- Dobrze, zgadzam się. -Arinori z przesadą, po amerykańsku wzruszył ramionami i lekko się uśmiechnął, zdradzając tym swą młodość. To miłe zamiast na sztywnego urzędnika ze sprawozdaniem móc tu popatrzeć czasem na coś tak ładnego - powiedział w duchu i wyrwał sobie włos z nosa.
Ginko pomyślała że podróże na Zachód mimo wszystko wywarły na niego dobry wpływ. (str.103)
O co tu chodzi? Czy na Zachodzie urzędnicy państwowi wyrywają sobie włosy z nosa w obecności petentów? A może chodzi o uśmiech, obcy zazwyczaj japońskim urzędnikom? Albo amerykańskie wzruszenie ramionami? Nie, tak naprawdę chodzi o to że urzędnik przystał na żądanie wystosowane przez Ginko Ogino. Tekst pełen jest mniejszych i większych zgrzytów, skutecznie psujących przyjemność czytania. Dodatkowo, postać Ginko jawi się bardziej antypatyczna niż heroiczna. Dobrze ilustruje tezę że suma inteligencji i wykształcenia nie oznacza życiowej mądrości, pozwala jedynie na sprawne odgrywanie wyuczonej roli. Chciałbym na koniec dodać coś pozytywnego na temat powieści Watanabe i od razu przychodzi mi na myśl że czyta się ją szybko. Szkoda że nie bezboleśnie.
Actividades del 12 y 13 de abril
13 godzin temu