niedziela, 15 stycznia 2012

Polska to nie jest normalny kraj, ale już się nie boję :D

Wytracając wczoraj czas, surfując bo bezkresnych obszarach wirtualnej pustyni, odnalazłem miłą oazę, świeże spojrzenia na Polskę. Aby było egzotyczniej, spojrzenie oczyma Meksykanki mieszkającej w Warszawie. Polska to nie jest normalny kraj, ale już się nie boję :D - w ten sposób podsumowała ostatni post na swoim blogu Muy Dom Polska. Od zawsze ciekawi mnie sytuacja styku kultur, dlatego zachwycam się Singerem o którym na tym blogu ani mru mru, bo od dawna nie miałem w rękach pozycji dotąd mi obcej. Jeden kraj, dwa narody o odmiennych kulturach i językach. Sztuka życia razem i jednocześnie oddzielnie. Nadal istnieją małe ludziki o ciasnych móżdżkach, którym to przeszkadzało i przeszkadzać nie przestaje. Ale wracając do Raquel i jej bloga, zabawnie jest popatrzeć na Warszawę z jej punktu widzenia. Warszawa jest malutka w porównaniu ze stolicą Meksyku. Co tam Warszawa, cała Europa jest malutka i łatwa do przejechania samochodem. A jakim zaskoczeniem może być brak kontroli paszportowych dla osoby, której kraj oddzielony jest od dużego sąsiada najpilniej strzeżoną granicą świata! Dla Raquel egzotyczne są sprawy normalne, jak pory roku, suszenie włosów przed wyjściem z domu czy getry i pisze o tym ze świeżością dziecka, wrażliwością kobiety, rozsądkiem inteligentnego człowieka. W początkowych postach przeważa tęsknota za krajem, zmęczenie i niepewność. Teraz pisze radośniej, z humorem, ciekawością odkrywcy a nawet zacięciem naukowym - to o poście klasyfikującym pasażerów komunikacji miejskiej. Pisze o sprawach codziennych, ale i tych bardziej poważnych jak Powstanie Warszawskie.
Od czasu do czasu ktoś ze znajomych wybiera się do Polski, wysyła syna czy córkę na Erazmusa i pyta. Co zabrać? Co można zjeść? Czy jest bezpiecznie? Czy można się dogadać i tysiąc innych spraw. Od dzisiaj będę po prostu polecał bloga Raquel.

sobota, 14 stycznia 2012

Julio Cortázar "Las armas secretas y otros ralatos"

Kilkanaście opowiadań, każde nieco innej treści ale wszystkie w ponurym albo przynajmniej mrocznym nastroju. Najciekawsze wydało mi się opowiadanie "Señorita Cora", historia pobytu w szpitalu 16 letniego chłopca i relacji jakie powstają między nim, młodą pielęgniarką (tytułowa Cora) oraz matką. W ciągu kilkunastu dni pobytu chłopak z chłopaka staje się facetem, dziewczyna zdobywa lata doświadczenia zawodowego a matka zostaje zepchnięta na margines wydarzeń. Cortázar umieścił większość wydarzeń w głowach swoich bohaterów i co najbardziej mnie ujęło, posłużył się czymś w rodzaju wędrującego narratora. Pewnie ma to jakąś mądrą nazwę o której nie mam pojęcia. Chodzi o to, że podczas narracji bardzo płynnie dochodzi do przeskoku punktu widzenia. Mówiąc bardzo płynnie mam na myśli w trakcie wypowiadanego zdania, zapoczątkowanego raz przez chłopca i kończonego przez matkę, innym razem przez matkę i kończonego przez Corę. Konstrukcja opowiadania wymusza zwiększoną uwagę, trzeba czasem wrócić parę linijek w górę aby się zorientować kto co mówi i myśli.  Czytanie staje się nieco męczące, chociaż nie na tyle żeby rzucić książkę w kąt.  Zdecydowanie, Julio Cortázar nie jest moim ulubionym autorem, jednak czasem warto przebrnąć przez coś mniej ciekawego aby kolejna lektura smakowała lepiej.

piątek, 13 stycznia 2012

O kawie

W czwartek rano zamieściłem kawowy dowcip a później dopiero zdałem sobie sprawę z mnogości kaw w Hiszpanii. Nie mam na myśli dużej liczby gatunków na sklepowych półkach, tylko sposoby przyrządzania w barach, restauracjach, kawiarniach. Postanowiłem uporządkować własną wiedzę na temat hiszpańskiej kawy i przy okazji powiększyć zasoby internetu o jeszcze jeden punkt widzenia. Na początek drobna uwaga lingwistyczna, kawa (el café) jest rodzaju męskiego, co dobrze jest wziąć pod uwagę przy zamawianiu - (un café por favor) w odróżnieniu od rachunku, który tutaj należy do płci przeciwnej (la cuenta por favor). Niestety, beztroskie poproszenie o kawę prowadzi niechybnie do zdradliwego kelnerskiego pytania: a jaką? W tym momencie możemy wykazać się przygotowaniem do lekcji bądź totalną ignorancją. Od tego miejsca ignoranci mogą swobodnie przestać czytać

  1. Café solo - najbardziej podobna do włoskiego espresso. Mała czarna. Nieco słabsza i serwowana w nieznacznie większej objętości niż we Włoszech. Powszechnie znany akronim definiuje najważniejsze cechy café solo: Caliente, Amargo, Fuerte, Escaso (gorąca, gorzka, mocna, w niewielkiej ilości).
  2. Cortado - do małej czarnej dolewa się trochę mleka i podaje w małej szklaneczce. Całkowita objętość napoju to jakieś 3-4 małe czarne. Na półwyspie wystarczy powiedzieć cortado i już wiadomo jakie ma być, ale nie na wyspach bo tutaj należy określić czy mleko ma być normalne czy skondensowane.
  3. Cortado natural - ze zwykłym mlekiem. 
  4. Cortado leche leche - z mlekiem skondensowanym, ale wyłącznie na wyspach można powiedzieć leche leche i zostać zrozumianym. Na kontynencie mało popularne, występuje pod nazwą:
  5. Bombón - jak wyżej.
  6. Manchado - bardziej mleko z kawą niż kawa z mlekiem. Objętość jak cortado.
  7. Descafeinado - bezkofeinowa. Przynoszą filiżankę mleka i saszetkę rozpuszczalnej bezkofeinowej.
  8. Café con hielo - kawa y lodem, wcale niepodobna do znanej z Polski. Podają 2-3 kostki lodu w szklance do whisky i oddzielnie café solo w małej filiżance. Wlewamy kawę do szklanki z lodem i pijemy. A może w Polsce też tak to wygląda? Nie jestem do końca pewien.
  9. Café con leche - kawa z mlekiem. Podobna do cortado, ale z większą ilością mleka.
  10. Café americano - podobne do kawy z mlekiem ale należy się spodziewać napoju o mniejszej mocy.
  11. Barraquito - specjalność wyspiarska o wyrafinowanym składzie: mleko skondensowane, 43, kawa, zwykłe mleko, kawałeczek skórki cytrynowej, z góry posypane cynamonem. Jeśli mamy szczęście a barman zna się na rzeczy pięknie rozdzielone warstwy składników dodatkowo cieszą oko. Niestety, nie zawsze tak ładnie to wygląda i nie wszędzie dodają 43. Niektórzy uważają alkohol za dodatek całkiem extra i takie barraquito nazywają:
  12. Barraquito especial - albo nawet:
  13. Saperoco - z tą nazwą spotkałem się wyłącznie w Puerto de la Cruz i okolicach.
Uff, wiedziałem że lista będzie długa, ale nie spodziewałem się szczęśliwej trzynastki :)


Okazuje się że zapomniałem o dwóch innych rodzajach:
  • Carajillo - zabawna nazwa dla małej czarnej z łyczkiem czegoś mocniejszego.
  • Capuchino - pisownia hiszpańska, smak i skład wszystkim znany...
I to by było na tyle.

czwartek, 12 stycznia 2012

El café

Poniższa informacja nadeszła mailem i wstrząsnęła mną do głębi. Od dziś nie piję gorącej kawy w plastikowych kubkach...

INFORMATIVO - VASO DE PLASTICO
El café excesivamente caliente, en vaso de plástico, reduce en dos tercios la potencia sexual del hombre:

 

Primero quema los dedos y después la lengua...