piątek, 31 grudnia 2010

Ostatni post w tym roku

W dniu w którym wszyscy składają życzenia, pragnę pójść nieco pod prąd i wyrazić pogląd ze ograniczanie się do życzenia dobrze bliźniemu tylko w ostatnim dniu grudnia, oraz określanie tak krótkiego horyzontu czasowego jakim jest zaledwie jeden rok, budzi we mnie głęboki sprzeciw.
Wiedzcie Moi Mili, że życzę Wam samych dobrych i pięknych chwil nie tylko dziś, ale także we wszystkie inne dni oraz że pragnę aby Wasza Szczęśliwość trwała nie tylko w nadchodzącym 2011 roku, lecz także we wszystkich kolejnych latach, od dziś do nieskończoności, lub jak kto woli do wieczności.
Z filozoficznym pozdrowieniem,
m.

PS: poza tym imieniny obchodzi nie tylko Sylwester ale i Melania

piątek, 24 grudnia 2010

Muzyczne życzenia świąteczne

Dla Was którzy tu zaglądacie
najwyraźniej zbłąkani
(Jest Was zaledwie garstka i może dlatego
cenię mocno Wasze towarzystwo)
pozwoliłem sobie wybrać  skromny muzyczny upominek.

m.






wtorek, 21 grudnia 2010

Natsuo Kirino "Ostateczne wyjście"

Miałem okazję sobie przypomnieć dlaczego nie lubię kryminałów, horrorów, thrillerów i tym podobnej twórczości. Po książkę sięgnąłem zwabiony jej japońskością i skończyło się sennymi koszmarami przez trzy kolejne noce. Jak zwykle. Wydana w Polsce przed pięciu laty doczekała się kilku recenzji w necie. Ograniczę więc opis do podania linków do relacji najbardziej zbliżonych do moich doznań, napisanych przez germini i liritio. Ta druga jak pisze, z powodu lektury olała egzamin. Mam nadzieję że  nie oblała ;)
Najpełniejszą i nieomal profesjonalną analizę znalazłem tu.
Książka jest z pewnością intrygująca, wciągająca mniej więcej od 150 strony, miejscami obrzydliwie realistyczna, miejscami dojmująco okrutna. Moim zdaniem nie ma w niej miejsca na zbędne krwawe jatki. Każda kropla rozlanej krwi, każdy jęk bólu, każda odcięta głowa, są podporządkowane rozwojowi akcji, wyjaśnieniu motywów postępowania bohaterów, zrozumieniu ich psychiki. Postacie nakreślono grubą kreską, od razu wiadomo kto jest kto i czego można się po kim spodziewać. Mimo tego napotykamy na parę niespodzianek. Podobno powstał film na podstawie powieści. Nie widziałem go, ale myślę że to materiał nie tyle na film co na niezłą sztukę, może w teatrze telewizji? Mimo wspomnianych na wstępie nieprzyjemnych snów, chętnie przeczytam coś jeszcze tej autorki. Zainteresowanie wzbudza "Groteska".

wtorek, 14 grudnia 2010

Salvatore Adamo "En bandolera"

Piękny kawałek,  piękne jesienne obrazy, tchnie nostalgią ale i nadzieją. Posłuchajmy.


poniedziałek, 13 grudnia 2010

Nadine Labaki "Caramel" ("Karmel")

Duży plus dla programu drugiego telewizji hiszpańskiej. Już nie pamiętam kiedy ostatnio nieoczekiwanie obejrzałem tak zachwycający film. Nadine Labaki: scenarzystka, reżyser, aktorka. Graweruję w głowie jej imię, żeby nie przegapić kolejnego. "Karmel" jest obrazem pełnym życia, niepokoju i spokoju zarazem. Losy pięciu przyjaciółek splatają się w bejruckim salonie piękności. Trudno mówić o akcji, esencją jest obraz, nastrój, spojrzenia, niedopowiedzenia. Również idealnie dobrana muzyka. Marzenia, obawy, namiętności, po mistrzowsku zarysowane przez boską debiutantkę Nadine Labaki. W powietrzu wyczuwa się tchnienie geniuszu. Niech przemówi obraz, niech przemówi muzyka. Na wszelki wypadek powtórzę: Nadine Labaki!

















ps: nie jestem pewien czy z notki powyżej wynika dostatecznie jasno, że film bardzo mi się podobał.

sobota, 11 grudnia 2010

Clara Sánchez "Lo que esconde tu nombre" ("Co kryje twoje imię")

Książka zwróciła moją uwagę okładką. Staram się nie ulegać chwytom reklamowym, lecz łatwo nie jest, rozdarcie w okolicy ust jest tak dobrze sfotografowane, że musiałem dotknąć aby się przekonać że nie jest prawdziwe. Treść w pewnym sensie jest taka jak okładka. Przyciąga, zwodzi niepokojącym rozwojem wydarzeń, obiecuje nagrodę w postaci zgrabnego zakończenia. Niestety akcja kuleje, wpada w ślepe zaułki bez wyjścia, potyka się o nieprzemyślane przez autorkę wpadki i wypadki. A zapowiada się ciekawie. Sandra, młoda i samotna prawie matka (prawie bo w ciąży), spotyka na plaży małżeństwo norweskich staruszków. Skandynawskich emerytów jest w Hiszpanii więcej niż gołębi na krakowskim rynku. Samotnych ciężarnych 30 latek jest chyba jeszcze więcej, nie ma w tym spotkaniu nic dziwnego. Okazuje się, że wzajemnie się potrzebują do towarzystwa, załatwiania drobnych spraw, opieki. Jednocześnie na horyzoncie pojawia się Julian, rówieśnik Norwegów, emeryt z ostatnią życiową misją. Julian był więźniem obozu w Mauthausen, Norwegowie oprawcami. Sandra pomału dowiaduje się kim naprawdę są jej dobrotliwi starsi przyjaciele. Początkowo nie wierzy, szuka dowodów. Kiedy je znajduje jest już za późno na odwrót. Zostaje uwikłana w zemstę Juliana i ponure gierki nazistów. Do tego mamy wątek miłosny, prawdopodobny jak atak rekina w Bałtyku i pomyślany chyba dla poszerzenia grona odbiorców o gospodynie domowe. Pomyłka pani Claro.
Pomysł na powieść całkiem dobry, realizacja na 3+. Bez zachwytu, do Clary Sánchez raczej nie wrócę.

środa, 8 grudnia 2010

Alejandro González Iñárritu "Biutiful"

- Tato, jak się pisze beautiful? pyta Uxbala córka odrabiając lekcje.
- Normalnie, tak jak się mówi: biutiful. Uxbal nie uczy angielskiego na uniwersytecie. Zajmuje się przemytem ludzi z Chin i Afryki do Hiszpanii, korumpowaniem policjantów, organizowaniem nielegalnej produkcji przedmiotów "made in China" w sercu Barcelony i równie nielegalnej ich dystrybucji przez dziesiątki czarnych handlarzy. Interes idzie nieźle, Uxbal nie ma problemu z brakiem pieniędzy, raczej z efektywnym ich przeliczeniem. Oprócz tego ma dość szczególny dar. Przekazuje rodzinom niedawno zmarłych osób wiadomości z zaświatów. Widzi dusze wychodzące z ciał. Wiszą pod sufitem. Siadają na krzesłach. Pragną powiedzieć bliskim jedno, dwa ostatnie zdania. Uxbal chodzi na pogrzeby, wysłuchuje zmarłych, jest z tego znany. W sferze prywatnej dramat. Dzieci większość czasu spędzają w szkole i u chińskiej opiekunki. Wieczorami jadają na kolację płatki z mlekiem wyobrażając sobie że to hamburgery albo jajecznica. Matka jest pozbawiona praw rodzicielskich, jej główne źródło dochodu i rozrywka to prostytucja. Podstawowy problem: alkoholizm. Czasem wpada do domu próbując przekonać rodzinę o poprawie. Niestety, zbyt łatwo się denerwuje. Siniaki na twarzy syna i mokre spodenki od piżamy nie skłaniają Uxbala do okazania zaufania. Trudne i szorstkie jest to życie, ale można się przyzwyczaić. Jednak pojawia się nowy kłopot. Krwiomocz. Badania, analizy, diagnoza i wyrok. Rak. Zostało kilka miesięcy. Uxbal szuka w tym nieludzkim świecie miejsca dla swoich dzieci. Nie szuka nadziei dla siebie. Chce zapewnić im minimum bezpieczeństwa, kiedy jego już nie będzie. Tak się historia zaczyna, dalej trzeba już obejrzeć.
Iñáritu zrobił film poruszający. Nie. Zrobił film wstrząsający. Dotykający duszy. Bez skrawka przestrzeni na obojętność. Przeszywający. Straszny.
Najczęściej dopadam dobre filmy po latach. Tym razem udało się obejrzeć w kinie, w dniu hiszpańskiej premiery. Od piątku nie mogę przestać o nim myśleć.