poniedziałek, 19 marca 2012

Esther Ovejero "Viaje"

Na muzycznej pustyni Teneryfy niespodziewanie zbiegły się trzy koncerty i mieliśmy w sobotę mały dylemat. Z jednej strony w Orotavie Luz Casal, której może nie uwielbiamy ale ciekawi byliśmy jak wygląda na żywo. Z drugiej fado w Teatro Leal w Lagunie. Też korci, ale nie była to Mariza wiec... do audytorium skierowaliśmy kroki i po nabyciu w ostatniej chwili dwóch biletów w cenie 15 erło sztuka otrzymaliśmy dość chaotyczny spektakl, muzyczną podróż poprzez dotychczasowe zainteresowania i nagrania Esther Ovejero.Wielki czarny głos. Kiko Perdomo jaśniutko błyszczał na saksofonie i klarnecie. Reszta zespołu grała co najmniej poprawnie, ale czegoś brakowało. Może wybór utworów był niezbyt szczęśliwy, zmieszanie jazzu z muzyką latynoską i elementami afrykańskiej zamieszało mi w kiszkach i wyszedłem z zawrotem głowy oraz uczuciem żalu. Szkoda że marnuje się taki Głos. Porównywalny z głosem Adele, który całkiem niedawno podbił świat. Mocny, głęboki i schowany przed szerszą publicznością..

czwartek, 8 marca 2012

Wiadomość w butelce

A właściwie nie tyle w butelce co na banknocie, jednak z większą nadzieją na dotarcie do adresata. W Polsce, jak mi się wydaje, dość powszechne jest narzekanie na polityków. Można by pomyśleć że mamy najgorszych na świecie. Nie jestem pewien na ile to pocieszające, ale Hiszpanie myślą dokładnie tak samo o swoich. Wyrazem tego nurtu ideowego jest poniższy obrazek:


"Panowie Politycy, ponieważ wiem że prędzej czy później ten banknot skończy w waszych rękach: idźcie w cholerę!!"

Nie mam zamiaru rozstrzygać sporu w sprawie stopnia skorumpowania polskich czy hiszpańskich posłów, radnych i burmistrzów. Moja babcia powiedziałaby że wszyscy są po jednych pieniądzach. Z biegiem lat coraz bardziej doceniam Jej mądrość.

wtorek, 6 marca 2012

Nadine Labaki "¿Y ahora adónde vamos?" ("Dokąd idziemy?")



Najnowszy, świeżutki, pachnący Bliskim Wschodem film Nadine Labaki wszedł na ekrany! Po przypadkowym obejrzeniu "Karmelu" czekałem cierpliwie/niecierpliwie (niepotrzebne skreślić), na kolejny autorski film Labaki. O tak, czekałem z niepokojem bo nieraz już tak bywało że po dobrym filmie reżyser zaskakiwał nieprzemyślanym pomysłem. Ba, nawet wielki, stary, zgryźliwy Woody Allen miewa wahania formy. Na szczęście tym razem obyło się bez wpadki. Z uśmiechem od ucha do ucha obejrzałem kolejny piękny obraz z warsztatu Nadine. A było to tak. Za siedmioma lasami, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami leżała maleńka wioska, której mieszkańcy żyli ze sobą w odwiecznej zgodzie. W centrum osady stał kościół. Obok kościoła meczet. Przy prowadzącej do nich drodze znajdował się cmentarz. Po lewej stronie chrześcijański a po prawej muzułmański. Ludzie pracowali i odpoczywali, przyjaźnili się i nie lubili bez względu na przynależność religijną. Gdyby nie brodate twarze mężczyzn i schowane pod chustami włosy kobiet nie byłoby możliwe określenie wyznania mieszkańców.
Jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym był przedpotopowy telewizor żony wójta i organizowane przez nią na placyku pod chmurką seanse filmowe. I stąd właśnie nadeszło zagrożenie. Kiedy mężczyźni dowiedzieli się o walkach na tle religijnym w okolicy, napięcie w wiosce zaczęło niebezpiecznie narastać. Niewinne zadawnione spory urosły do rangi śmiertelnej urazy. Od bójki w gospodzie tylko krok do wykopania wojennego topora. W tym przypadku kałasznikowa. Kobiety nie pozostały bierne w obliczu jawnej utraty rozumu przez swoich mężów, synów i braci. Zjednoczone w pragnieniu ocalenia im wszystkim życia, wspomagane zgodnie przez imama i księdza chwytają się najbardziej nieprawdopodobnych sposobów dla uniknięcia katastrofy. Cały film jest utrzymany w klimacie baśniowej opowieści, zdarzenia prawdopodobne przeplatają się z fantazją. Ciepłe zdjęcia i energetyczna muzyka znakomicie dopełniają całości. Już następnego dnia miałem ochotę obejrzeć go po raz wtóry. Mimo upływu kilku dni pragnienie powrotu do świata Nadine Labaki trzyma się mocno... Kiedy trzeci film??