piątek, 20 maja 2011

Woody Allen "Midnight in Paris" ("Pocztówka z Paryża")

Woody Allen nie zawodzi. Tym razem postanowił zabawić się w Paryżu z żoną prezydenta Francji. Carla Bruni pojawia się drugoplanowej rólce jako przewodniczka muzeum. Ależ ona chuda!
Główny bohater kojarzył mi się trochę z młodzieńczą wersją Gerarda Depardieu. Amerykański początkujący pisarz przyjeżdża na wakacje do Paryża i marzy o życiu w latach 20 tych XX wieku. W niewyjaśniony sposób udaje mu się bywać w wyśnionym świecie do którego zabiera go codziennie po północy samochód z epoki. Woody Allen pozwala nam oglądać jego oczami migawki z życia Hemingweya, Buñuela, Scotta Fitzgeralda, Picassa, Dalego... Film jest lekki i nie udaje natchnionego dzieła sztuki. Allen się bawi a my bawimy się z nim. Starzeje się w uroczy sposób.

wtorek, 17 maja 2011

Kyoichi Katayama "El año de Saeko" (tytuł oryginału: "Funadomari made")

Kyoichi Katayama po raz wtóry pokazał się w Hiszpanii. Co takiego mają w sobie Japończycy, że potrafią w tak subtelny, delikatny sposób pisać? Z Katayamą spotkałem się po raz pierwszy jakieś dwa lata temu, przy okazji innej książki. Pamiętam, że chociaż nieźle napisana, nie zrobiła na mnie spodziewanego wrażenia. Oczekiwałem niezwykłej historii, na miarę wielkiego rekordu sprzedaży - ponad 3 miliony egzemplarzy w Japonii. Czegoś w rodzaju kolejnego w tej kategorii "Norwegian wood". Tymczasem ze zdziwieniem przeczytałem łzawą opowieść o miłości nastolatków ze śmiertelną chorobą w tle. Owszem ciekawe, ale skąd ten rekord? Tego nie wiem, wiem natomiast że kolejną książkę, "El año de Saeko" będę pamiętał długo. Saeko oczekuje dziecka. Swojego męża poznała przed pięciu laty, kiedy noc w noc opłakiwała nieudane małżeństwo. Shun'ichi mieszkał za ścianą, zakochał się w jej płaczu. Zgodne, spokojne i może nawet nieco nudnawe życie małżeństwa przerywa prośba siostry Saeko, Izumi. Prośba dość niezwykła. Izumi nie może mieć dzieci, usunięto jej macicę z powodu nowotworu. Saeko zgadza się i za sprawą specjalistycznych zabiegów nosi w sobie biologiczne dziecko swojej siostry i jej męża. Wraz z rozwojem ciąży, Saeko coraz bardziej czuje się matką dziecka. Balansuje na granicy między zdrowiem i chorobą psychiczną. Wystawia na ciężką próbę swój związek z Shun'ichim. Katayama po mistrzowsku przedstawił narastającą frustrację, wynikającą z niecodziennej sytuacji. Bardziej daje do zrozumienia niż opisuje. Stawia więcej pytań niż odpowiedzi. Nie od dziś wiadomo, że nauka i technologia dają niewyobrażalne do niedawna możliwości. Czy naprawdę powinniśmy ze wszystkich bez wyjątku korzystać? W epoce dostępu do niemal wszystkiego, dostęp ten jest jedynie kwestią ceny dyktowanej przez wolny rynek. W macicy Saeko, pisze Katayama, jest obecny dziki kapitalizm i być może jej (Saeko) szaleństwo - a raczej jej zdrowy rozsądek - był odrzuceniem tego barbarzyństwa. Oprócz trudnych pytań jest też w powieści miejsce na piękno życia, bezwarunkową miłość i godność śmierci. Przeczytałem z przyjemnością.

poniedziałek, 16 maja 2011

Susana Maria Alfonso de Aguiar - Mísia "Senhora da Noite"

Mísia przyjechała z koncertem. Z ciekawym koncertem utrzymanym w nadzwyczaj pogodnym jak na fado tonie. Być może fado wcale nie musi być smutne. Jak powiedziała Mísia nie jest smutne, jest głębokie. Dyskretna różnica, ale doskonale wyczuwalna. Atmosfera koncertu była ciepła, można by powiedzieć domowa. Kameralny zespół: gitara portugalska, klasyczna i akustyczna basowa. Do tego akordeon i skrzypce. Przerwy miedzy utworami wypełnione narracją, dialogiem z publicznością, anegdotami i żartami. Muzyka wydała mi się bardziej międzynarodowa niż portugalska. Akordeon przywoływał na myśl francuskie piosenki, skrzypce zaciągały z rosyjska. Portugalski był język i emocje. Portugalska bosonoga Mísia na dwie godziny zawładnęła światem. Umiejętnie dozując napięcie złapała mnie za gardło dopiero śpiewając na bis. A była to "Lágrima"...

sobota, 14 maja 2011

"Norwegian Wood" - znowu to samo - książka była lepsza. Dużo lepsza.




Mógłbym się chyba poczuć wyróżniony, w środę obejrzałem "Norwegian Wood". Poszedłem do kina podekscytowany perspektywą wielkiej emocjonalnej uczty.  Jednak czuję się dużo bardziej zawiedziony niż wyróżniony. Piękna książka została zbeszczeszczona. Tak, nie waham się użyć tego słowa. Powiem więcej, została zbrukana, zmarnowana, sponiewierana a co najgorsze ukazana jako bezmiernie nudna. Obraz utrzymano w konwencji radzieckiego filmu obyczajowego z lat 60 tych XX wieku. Nuda. Rozwlekłość. Gdzie się podział Komandos? Gdzie pobudka i wciąganie flagi? Nuda. Brak fabuły. Dla osoby nie znającej książki całość kompletnie niezrozumiała. Nuda. Dlaczego reżyser postanowił zepsuć tak piękną historię pewnie nigdy się nie dowiemy. Za coś takiego powinien siedzieć.  Może Murakami skrzywdził go w przeszłości i mamy do czynienia z bezwzględnym odwetem godnym Edmunda Dantesa? Przyjmując taką hipotezę roboczą muszę przyznać że zemsta była sroga. Zaprawdę, jeśli ktoś zechce rozpocząć znajomość dzieł Harukiego od pójścia do kina, nigdy w życiu nie sięgnie po żadną z jego książek. Aby uczciwie przedstawić moje wrażenia, nie mogę przemilczeć nielicznych dobrych stron filmu. Pozytywnymi bohaterami są w wymienionej  kolejności:

1. japońska przyroda - ach te zielone lasy, falujące trawy, spienione bałwany bijące w skaliste wybrzeże,
2. uroda aktorek - Naoko i Midori - tak różne a każda na swój sposób urzekająca, oraz
3. tytułowa piosenka The Beatles.

To jednak za mało aby ocenić film w całości pozytywnie. U mnie ma niedostateczny z małym plusikiem za aspekt wizualny.
Pewnie każdy szanujący się murakaminofil będzie chciał wyrobić sobie własne zdanie na temat adaptacji "Norwegian Wood". Nic w tym dziwnego, jednak moim zdaniem wystarczy obejrzeć zwiastun a potem zaszyć się gdzieś z wiadomą książką i przeżyć to jeszcze raz. Tak właśnie mam zamiar uczynić.

niedziela, 8 maja 2011

Aldous Huxley "Un mundo feliz" ("Nowy wspaniały świat")

Książka ma zaledwie 80 lat. U. twierdzi że już ją kiedyś czytaliśmy. To prawdopodobne, ale nic z tego nie pamiętam. Nie zrobiła wrażenia, na zapadła w duszę. Tak było kiedyś. A teraz? Teraz po pierwsze zwraca uwagę fakt, że Huxley dużo trafniej przewidział kierunek rozwoju społeczeństwa niż technologii. Czy mógł przypuszczać, że zamiast metrów sześciennych papierowych kartotek wystarczy mały pen drive? Czy przeszło mu przez głowę, że zamiast skomplikowanego aluminiowego kapelusza z rozkładaną antenką, mamy w kieszeni komórkę? Nie do końca docenił możliwości i tempo rozwoju, ale też kwestia techniki ma walor dekoracyjny bardziej niż realny. Pytanie podstawowe dotyczy ewolucji społeczeństwa i jednostki. Czy warto zrezygnować z części wolności w zamian za pokój i stabilność na świecie? Huxley założył milcząco, że aby to osiągnąć potrzebna jest władza dyktatorska, kontrola w okresie rozwoju embrionalego oraz odpowiednie wychowanie i warunkowanie z podprogowymi komendami otrzymywanymi podczas snu. Okazuje się, że wcale nie ma takiej potrzeby. Nie trzeba wcale zabraniać czytania Szekspira. I tak nikt go nie czyta. Dzisiaj dobrowolnie odmóżdżamy się oglądając programy z cyklu wielkiego brata. Zamiast somy łykamy prozac i inne antydepresanty. Promiskuityzm stał się popularniejszy od monogamii. I nic się nie dzieje. Prawie nikomu to nie przeszkadza. Nowy wspaniały świat miał pojawić się za ponad 600 lat, ale na Forda, my już w nim żyjemy! Ale czy naprawdę jesteśmy szczęśliwi?

czwartek, 5 maja 2011

Mourinho na konferencji prasowej.



W Polsce nie ginie temat Smoleńska. We Włoszech beatyfikują Jana Pawła II. W Ameryce cieszą się z ubicia ben Ladena a w Anglii z książęcego ślubu. Niespotykana mnogość wiekopomnych wydarzeń, które Hiszpanów wcale nie interesują. Hiszpania interesuje się El Clásico. Odwieczna i zabójcza rywalizacja między Barceloną i Madrytem. Cztery wielkie mecze na przestrzeni 18 dni oraz mourinizacja futbolu. Dowodem tego powyższy filmik i zawarte w nim metafizyczne pytanie: dlaczego cukierki Sugus o smaku ananasowym są niebieskie? Mourinho nie rozumie, ja też nie. Czy ktoś może nam wytłumaczyć?
Smacznego!

PS: Mourinho szybko doczekał się odpowiedzi Guardioli... 
PS 2: dodaję wersję muzyczną z angielskimi napisami poniżej.
PS 3: wywiad z autorem parodii.