czwartek, 29 września 2011

Andi Baiz "La cara oculta"

"Hay puertas que nunca deberían abrirse" - są drzwi, których nigdy nie należy otwierać. Takie motto głosi plakat z filmu i trudno o lepsze. Film został zrobiony znakomicie, perfekcyjnie opowiedziana historia. Młody, zdolny dyrygent z Barcelony przyjmuje roczny kontrakt w filharmonii w Bogocie. Jedzie do Kolumbii z dziewczyną, zakochaną ale nie bezkrytyczną. Kiedy ta zaczyna podejrzewać romans lubego z jedną ze skrzypaczek, znika z dnia na dzień pozostawiając pożegnalne nagranie wideo. Chłopak załamuje się, ale dość szybko znajduje śliczną pocieszycielkę, wydobywającą go skutecznie z oparów whisky. Do tej chwili historia banalna, ale upłynęło może 5-6 minut filmu. Dalej wciska w fotel i powoduje totalny zanik poczucia czasu. Zaskakujący obraz, świetna muzyka. Zrobiony oszczędnie ale z wizją. Rewelacyjny. Autorzy nie kryją inspiracji "Dzieckiem Rosemary". Potrafili osiągnąć podobny poziom napięcia opowiadając o wiele prostszą i bardziej wiarygodną historię. Ta wiarygodność i prawdopodobieństwo nadają mocy i nie pozwalają o nim zapomnieć. Dawno już nie widziałem tak pełnego filmu. Oj dawno. Należałaby się przyjrzeć bliżej zdolnemu kolumbijskiemu artyście, potrafiącemu wyprawiać takie cuda z wysokości reżyserskiego stołka.

ps: lepiej nie oglądać zwiastuna...

poniedziałek, 26 września 2011

Wulkan Teneguia na Palmie (erupcja w 1971r.) widziany z wulkanu San Antonio
Nieczęsto pamiętam o tym że Wyspy Kanaryjskie są pochodzenia wulkanicznego. Nie, to nie tak. Pamiętam bo codziennie patrzę na różne wulkany. Niektóre z nich traktuję z większą serdecznością, są moimi ulubieńcami jak na przykład te z Güimar czy Montaña Mostaza. Lubię na nie patrzeć, podziwiać ich piękno, myśleć o tym jak wyglądały ubrane w pióropusze ognia w dniu swoich narodzin. Nieczęsto natomiast pamiętam o tym że być może jeszcze dziś czy jutro, może za 20 lat, będziemy mogli być świadkami prawdziwego wybuchu. Piszę o tym, bo od dwóch dni obowiązje żółty alert na Hierro a prawdopodobieństwo erupcji sięga 20%. Wybuchnie czy nie wbuchnie, my na razie czekamy a na sąsiedniej wyspie ćwiczą realizację planów ewakuacji.   Może będzie tylko ładny spektakl, może wielkie zniszczenia a może na razie rozejdzie się po kościach. Zobaczymy, a tymczasem zamieszczam majowe fotki najmłodszego (jeszcze) hiszpańskiego wulkanu...
...na krawędzi krateru, zaglądając do środka...

piątek, 23 września 2011

Pedro Almodóvar "La piel que habito"



Pedro nie rezygnuje z badania zjawiska transseksualizmu. Tym razem postawił mikroskop pod nieco innym kątem. Pytanie o wpływ płci ciała jakie zostało nam dane na to kim jesteśmy nie straciło na znaczeniu. Dołączył do niego nowe. Co by było gdyby zmienić ją komuś wbrew jego woli? Czy przeciętny chłopak zmieniony w piękną kobietę pozostanie chłopakiem? A może spodoba mu się nowa rola i nowe możliwości związane ze zmianą skóry? Opinię Almodovara na ten temat poznajemy pod koniec filmu. Własną możemy sobie wyrobić wcześniej. Dla mnie ten wątek jest mniej interesujący niż pytanie o granice rozwoju wiedzy. Antonio Banderas jako szalony naukowiec mieszający geny ludzkie ze świńskimi w celu wyhodowania skóry odpornej na poparzenia może budzić zgrozę albo podziw. Najprawdopodobniej mieszankę jednego i drugiego w różnych proporcjach, zależnie od wrażliwości widza. Dziesięć lat temu te problem należałby do gatunku s-f. Dzisiaj widać wyraźnie, że kwestia sprowadza się do przeznaczenia odpowiedniej kwoty na badania i każdy z nas ma szansę zostać kiedyś Robocopem. Na razie możemy liczyć na sztuczny staw kolanowy, rozrusznik serca, implant ślimakowy. Czy istnieje gdzieś granica miedzy tym co jest technicznie możliwe i tym czego robić w żadnym razie nie powinniśmy? Chyba tak, ale ostatnio nie jestem już tego tak bardzo pewien. Być może wystarczy aby tymi granicami były wola i wolność.
Poza tym, Almodovara jak zwykle ogląda się z przyjemnością.

Powakacyjne refleksy II

Często się kiedyś zastanawiałem kto wypełni pustkę po Leninie. Zniknęły pomniki, zniknęły ulice. Pozostały tylko głowy znad pianina w piosence. Wiadomo że pustka długo się nie utrzyma, że musi się wypełnić taką czy inną treścią. Jeździmy sobie zatem po kraju i nagle uświadamiam sobie że pustki już nie ma. Jest nowy potężny patron. Wielki Polak, który zmarł nie tak dawno temu a już zdążył zostać upupiony koncertowo przez wdzięcznych rodaków. Jan Paweł II zasługuje na szacunek i pamięć. Chyba nie znajdzie się nikt kto by zaprzeczył, ale to co zastałem w polskich miastach bliższe jest kpiny niż szacunku. Przy alei Jana Pawła II stoi szpital imienia Jana Pawła II a zaraz za nim szkoła i pomnik. Im większy i szpetniejszy tym lepszy. W każdym mieście ulica, plac, skwer, statua. Niedługo zaczną się kościoły i kaplice. Może już są? Nie podoba mi się ta lekkość i szastanie imieniem papieża. Nie podoba mi się Karol Wojtyła w roli zmiennika Włodzimierza Ilicza Lenina. Obawiam się że spowszednieje tak bardzo, że wszyscy zapomną jakim niezwykłym człowiekiem był.

Seishi Yokomizo "El clan Inugami"

Zabawna książka. Kryminał pół żartem pół serio. Główny bohater, detektyw Kindaichi jest podobny do Sherlocka Holmesa, trochę do porucznika Colombo, może tylko odrobinę sławniejszy i sprawniejszy niż obydwaj razem wzięci. Detektyw pojawia się na scenie w związku z serią okrutnych morderstw w Bardzo Bogatej Rodzinie, liczącej na Bardzo Duży Spadek po szczęśliwym zgonie Patriarchy Rodu.
Niestety, testament został skonstruowany w sposób dziwaczny. Kto zabija i dlaczego? Jaka jest motywacja mordercy, a może morderców? Kto powinien za wszelką cenę przeżyć aby pieniądze nie przepadły? Kindaichi dedukuje z zapałem a czytelnik wraz z nim, ale każdy kolejny krok do rozwiązania tajemnicy okazuje się fałszywy. Konstrukcja książki przypomina bardziej zagadkę logiczną ze zbioru krzyżówek niż kryminalną powieść. Dla mnie główną zaletą było japońskie tło: zwyczaje i mentalność. Jak zwykle różne od europejskich, jak zwykle egzotyczne.

poniedziałek, 5 września 2011

Powakacyjne refleksy

Refleksy, nie refleksje bo coś czasem błysnęło przed oczyma, poraziło, zadziwiło. Na przykład reklamy leków i parafarmaceutyków w Polsce. Jadę sobie radiem a tu w samochodzie diosmina, skurcze, magnez, przepływ krwi, cholesterol, pamięć i koncentracja... Jadę i jadę i z oszołomienia wyjść nie mogę. Może by tak jaką muzykę puścili w końcu? Jak już puszczają to znów reklama i tak w koło Wojtek. Najpierw śmiałem się pod nosem, później głośno ale śmiech zdechł kiedy ujrzałem w różnych domach baterie buteleczek, opakowań, barwnych płynów i tabletek. Ludzie to łykają ?!
Więc podłączam się do trendu i zamieszczam elektryzujący gadżet, rozjaśniający ciemności radosny element.
Każdy może go wzwieść bądź opuścić w dowolnie wybranej chwili: dzielny pstryczek elektryczek!