wtorek, 22 marca 2011

Czy można pomóc Japonii?

Pytanie to dręczy mnie od ponad tygodnia. Oczywiście, można wpłacić jakąś sumę na konto odpowiedniej organizacji i już. Jednak nie przekonuje mnie taki tok rozumowania. Można by pojechać i pomagać, ale czy nie byłoby w tym więcej niedyskretnego podglądania i przeszkadzania niż pomagania? Japonia i Japończycy na pewno dadzą sobie radę, zabiorą się za poszukiwanie alternatywnych źródeł energii i niebawem je odnajdą. Przydałby się jednak mały impuls z zewnątrz, przyjacielski kopniak w tyłek na szczęście. Tego właśnie kopniaka mam zamiar im zaserwować. Postanowiłem kupować japońskie produkty, zawsze kiedy będzie to możliwe. Znajomy stwierdził że dobrze robię sobie a ja pytam: co w tym złego? Po takich zniszczeniach każda pomoc się przyda.

Superksiężyc

Schowany za chmurami, rozmyty i niewyraźny. Fascynujący superksiężyc. Zaprasza na spacer po srebrnym dywanie marzeń.

Alberto Vazquez Figueroa "La puerta del Pacífico"

Kiedy nie potrafię się zdecydować co czytać, sięgam po jedną z wielu książek A.V.F. To dość szczególny autor. Dziennikarz, korespondent wojenny, pisarz, wynalazca, przedsiębiorca, scenarzysta i reżyser a przede wszystkim inteligentny człowiek. Podobno potrzebuje na napisanie książki średnio 2-3 dni. Nie wiem czy to prawda, ale przeczytanie którejkolwiek na pewno nie zabiera więcej czasu. Przywodzi trochę na myśl Kapuścińskiego, nawet obaj wybrali taki sam tytuł dla jednej z wielu swoich powieści: "Heban". Tym razem Alberto opowiada o mało znanym epizodzie z początków II wojny światowej, próbie zniszczenia kanału panamskiego przez niemieckich dywersantów. Jak zwykle narracja jest sprawna, historia ciekawa, zakończenie błyskotliwe. Nie jest to wielka literatura, ale ma inną zaletę: nie sposób się od niej oderwać.

niedziela, 13 marca 2011

Danny Boyle "127 godzin"

Pierwsze wrażenie? Genialnie dobrana muzyka, atakująca w pierwszych scenach, utrzymująca napięcie kiedy "nic się nie dzieje", wyciszająca głosem Dido w końcówce. Historia jest bardzo prosta. Młody egoista wyrusza w góry. W wyniku upadku zostaje uwięziony w skalnej szczelinie. Po kilku dniach staje się jasne, że jedynym sposobem wyjścia z pułapki jest amputacja kończyny na wysokości przedramienia. Nie wierzyłem że może z tego powstać porywający film, jednak ze względu na bliską sercu tematykę zasiadłem w kinowym fotelu i chyba nie poruszyłem się aż do końcowych napisów. Wystarczyło może 30 sekund aby zanurzyć się w historii i odtąd byłem już Aronem Ralstonem.

Wstałem w nocy i pojechałem na pustynię. Gnałem na rowerze do utraty tchu, biegałem dnem rozpadlin, wskakiwałem do podziemnych jeziorek i poderwałem  dwie spotkane przypadkowo laseczki. Umówiłem się z nimi na imprezkę następnego wieczoru. Później ten (beep) kamień przygniótł mi prawą dłoń. Nie mogłem w to uwierzyć. Szarpałem, walczyłem, wołałem o pomoc, próbowałem wykorzystać kilkanaście przedmiotów, które miałem w plecaku. Wszystko na nic. Nadeszła noc a z nią przeraźliwe zimno. Rano odnalazł mnie kruk i poczułem się jak główne danie na ptasiej uczcie. Kolejne dni były podobne. Woda się skończyła i poznałem smak moczu. Miałem kamerę, więc nagrałem materiał z wyjaśnieniem okoliczności mojej śmierci. Wyryłem w skale imię, nazwisko i datę. Dlaczego nie powiedziałem nikomu dokąd się wybieram? Dlaczego nie odbierałem telefonów od matki? Czyżby moja ex miała rację mówiąc że umrę w kompletnej samotności? Wspomnienia i plany luźno pojawiały się w głowie, świadomość zaczęła się rwać i mieszać z dziwnymi wizjami. W malignie ujrzałem przeszłość i przyszłość. Kamień, który przygniótł mi rękę był moim przeznaczeniem. Czekał tu na mnie całą wieczność, żeby pokazać że można żyć inaczej. Liczyć się z uczuciami bliskich jeśli chce się mieć kogoś bliskiego. To ma nawet swoją nazwę: empatia. Postanowiłem odciąć się od przeszłości i przypieczętować decyzję ofiarą z prawej ręki. Złamałem po kolei obie kości. Zacisnąłem opaskę powyżej złamania i pomału ciąłem scyzorykiem. Szkoda że wcześniej stępiłem ostrze, bezskutecznie usiłując usunąć mój kamień. Najgorsze było przerwanie nerwów. Chyba parę razy straciłem przytomność, ale udało się. Wyszedłem stamtąd. Nie mam prawej dłoni ale wiem jak żyć. Myślę, że warto było zapłacić za tę wiedzę, choć cena nie była niska. Teraz kiedy wybieram się w góry, zawsze jest ktoś kto wie gdzie mnie szukać.

Napisy końcowe. Jestem w kinie i mam obie dłonie. Nadal słychać hipnotyzujący śpiew Dido. Obok bez ruchu siedzi U. Nie jestem Ralstonem, ale zapamiętam jego lekcję tak, jak gdyby była moja. Czas podnieść się i ruszyć do wyjścia.

Kazuo Ishiguro "Niepocieszony"

Stary dobry znajomy Kazuo i 550 stron teksu zapowiadały niezłą zabawę i po części tak było. Problemy boyów hotelowych żywo przypominają rozważania majordomusa z "Okruchów dnia" a sposób mówienia większości bohaterów jest nieco tylko mniej kwiecisty niż styl niezrównanego Stevensa. Jednak znalazłem mniej podobieństw niż różnic. Tym razem to nie gorzkawa, pogodna historia. Bardziej niespokojny sen, porwany, wielowątkowy i denerwujący. Główny bohater, najlepszy pianista świata Ryder, przybywa do pewnego miasta gdzieś w środkowej Europie aby dać koncert. Okazuje się że wiele osób oczekuje istotnej zmiany w życiu społeczności i w swoim własnym na skutek muzycznej interwencji Rydera. Ten jednak zmaga się z własnymi problemami, które nie pozwalają mu na odpowiednie odegranie roli zbawiciela. Czy niezachwiana pozycja Rydera jest pomocą czy raczej przeszkodą? Czy ceną sukcesu musi być zrujnowane życie osobiste? Jestem pod wrażeniem sposobu w jaki Ishiguro buduje napięcie, bawi się czasem, przestrzenią, pamięcią bohaterów i czytelnika. Nie brakuje zabawnych sytuacji, jednak ogólna atmosfera bliższa jest thrillerowi niż komedii. Jak zwykle nie zawiodłem się na autorze i sięgnę po jego kolejne książki. Także po zaległe, czekające cierpliwie w kolejce na swoją chwilę.

piątek, 11 marca 2011

Zatrzęsła się ziemia w Japonii.

A tymczasem siedząc wygodnie na sofie i oglądając z niepokojem tsunami martwię się o Murakamiego. Dlaczego o Murakamiego a nie o zaginione dzieci, zagrożone elektrownie atomowe, wyspy Pacyfiku które mają zostać zmyte przez falę? Dlaczego nie o ludzi uwięzionych w metrze czy w wysokich budynkach? Nie wiem. Współczuję im ale się o nich nie martwię. Martwię się tylko o Murakamiego Harukiego.