poniedziałek, 31 stycznia 2011

My Love by Sia

Miłość, love, amor.
Odwieczna tajemnica i inspiracja.
Love, amor, miłość.
Wokal z fortepianem malują nastrój.
Amor, miłość, love...

czwartek, 27 stycznia 2011

Alberto Manzano "Leonard Cohen. La biografía"

Nie jest możliwe zmieszczenie faktów z życia L. Cohena na 300 stronach biografii. Nie jest możliwe zmieszczenie w krótkiej blogowej notce kaskady wrażeń wybuchającej w odmętach hipokampa podczas uważnego czytania książki. Im bliżej przyglądam się Cohenowi, tym więcej dostrzegam fascynujących szczegółów, cały czas mając bolesną świadomość, że jestem w stanie ledwie musnąć powierzchnię tego co on sam zdecydował się odsłonić. Tym razem zwróciłem uwagę głownie na wcielenie proroka Leonarda. To nieprawda że proroków już nie ma. Mało kto ich słucha bo wygadują rzeczy niewygodne i niepopularne. Przewidują nadejście zniszczenia i śmierci. Obwiniają nas wszystkich za zbliżające się cierpienia. Cohen nie jest wyjątkiem. Nie ma złudzeń. Historia świata dowodzi jasno że nie ma takiej okropności, której nie można by przebić jeszcze większą. On ma tego świadomość i ostrzega. Wie że ostrzega na próżno. Wie że Sodoma i Gomora zostaną ponownie zrównane z ziemią i nie uratuje się nikt. Mimo to z gorzkawą godnością odgrywa rolę która przypadła mu w udziale. Uderza na alarm wołając na cały świat głosem absolutnie niepowtarzalnym. Kto wie, być może kiedyś imię Leonarda będzie wymawiane jednym tchem z Cervantesem, Szekspirem i Molierem. Być może z Mojżeszem, Buddą, Jezusem, Mahometem?
Wysłuchajmy uważnie przepowiedni.






Leonard Cohen "The Future"

Give me back my broken night
my mirrored room, my secret life
it's lonely here,
there's no one left to torture
Give me absolute control
over every living soul
And lie beside me, baby,
that's an order!
Give me crack and anal sex
Take the only tree that's left
and stuff it up the hole
in your culture
Give me back the Berlin wall
give me Stalin and St Paul
I've seen the future, brother:
it is murder.
Things are going to slide, slide in all directions
Won't be nothing
Nothing you can measure anymore
The blizzard, the blizzard of the world
has crossed the threshold
and it has overturned
the order of the soul
When they said REPENT REPENT
I wonder what they meant
When they said REPENT REPENT
I wonder what they meant
When they said REPENT REPENT
I wonder what they meant
You don't know me from the wind
you never will, you never did
I'm the little jew
who wrote the Bible
I've seen the nations rise and fall
I've heard their stories, heard them all
but love's the only engine of survival
Your servant here, he has been told
to say it clear, to say it cold:
It's over, it ain't going
any further
And now the wheels of heaven stop
you feel the devil's riding crop
Get ready for the future:
it is murder
Things are going to slide ...
There'll be the breaking of the ancient
western code
Your private life will suddenly explode
There'll be phantoms
There'll be fires on the road
and the white man dancing
You'll see a woman
hanging upside down
her features covered by her fallen gown
and all the lousy little poets
coming round
tryin' to sound like Charlie Manson
and the white man dancin'
Give me back the Berlin wall
Give me Stalin and St Paul
Give me Christ
or give me Hiroshima
Destroy another fetus now
We don't like children anyhow
I've seen the future, baby:
it is murder
Things are going to slide ...
When they said REPENT REPENT ...

José Mauro de Vasconcelos "Mi planta de naranja-lima" ("Moje drzewko pomarańczowe")

Literatura brazylijska. Taki duży kraj i tylko jeden Coelho, powtarzający od lat te same alchemiczne mantry? Otóż nie. Przeczytałem książeczkę z pewną żarłocznością. Opowiedziałem kilka scen starszemu synowi i ten zawyrokował: aha, to taki inny Mały Książę. Przyznałem mu rację. Jest w tej historii poszukiwanie dziecięcej niewinności, poszukiwanie śladów dziecka w mężczyźnie, poszukiwanie źródeł teraźniejszości w dzieciństwie. José Mauro de Vasconcelos opowiada o smutku, rozpaczy, nędzy, poniżeniu i upokorzeniu z perspektywy pięcioletniego chłopca. Tym chłopcem jest on sam a opowieść jest prawdziwie poruszająca. Być może trochę naiwna. Być może szorstko napisana. Na pewno niełatwo będzie o niej zapomnieć. Na pewno dobrze będzie do niej wrócić. Zezé, mały dzielny Zezé, gdziekolwiek teraz jesteś, cieszę się że Cię poznałem.

wtorek, 25 stycznia 2011

Kwitną migdałowce

Koniec stycznia i początek lutego to czas podziwiania kwitnących migdałowców. Przychodzi na myśl oglądanie wiśni w pewnym odległym i fascynującym kraju. Kwiaty migdałowca są podobnie urzekające i podobnie nietrwałe. Choć można je znaleźć na prawie wszędzie, tradycyjna wycieczka wiedzie przez pola lawy w okolicach Santiago del Teide na południu wyspy. Tam też skierowaliśmy wczoraj nasze kroki. Mieliśmy sporo szczęścia, kiedy tylko dotarliśmy do Arguayo oberwała się chmura. Przyjemnie patrzy się przez otwarte drzwi baru na pierzynę ciepłego deszczu, sącząc chłodny napój o złotawym smaku. Tymczasem, pozostawiam jeszcze parę zdjęć. Jakoś trudno mi się oprzeć pokusie...



czwartek, 20 stycznia 2011

Małe a cieszy

Jestem pod wrażeniem tego monumentalnego jak egipskie piramidy i smakowitego jak znaleziony w nich miód muzycznego wstępu do ekstazy.

Najpierw wersja klasyczna:




Następnie króciutka jazzowa:





A na deser metalem pachnąca ;)

niedziela, 16 stycznia 2011

Leonard Cohen "Tower of Song"

Dlaczego wklejam Leonarda Cohena?
Właśnie czytam jego biografię autorstwa Alberto Manzano. W samochodzie na okrągło słucham koncertu z którego pochodzi zamieszczony niżej fragment. Z komputera sączą się piosenki z "Songs from the road".
Po raz pierwszy dowiedziałem się o istnieniu Cohena około roku 1984 i w ciągu 27 kolejnych lat nie znika z mojej świadomości fascynacja jego sposobem myślenia a jeszcze bardziej umiejętnością dobierania słów.


Weźmy pierwsze wersy "Tower of song":

My friends are gone and my hair is grey.
I ache in the places where I used to play.


Nie mogę sobie wyobrazić trafniejszego pomysłu na zwięzłe opisane dojrzałości.


Innym emocjonującym momentem jest reakcja publiczności na słowa

I was born like this, I had no choice.
I was born with the gift of a golden voice


 Pojawia się natychmiast gęsia skórka a na koniec dostajemy w prezencie objawienie Wielkiej Tajemnicy.

Lubię mnóstwo starszych wierszy i piosenek Leonarda Cohena, ale ta z każdym przesłuchaniem wydaje mi się lepsza i piękniejsza. Podobnie jak sam Autor.





TOWER OF SONG
Leonard Cohen


My friends are gone and my hair is grey.
I ache in the places where I used to play.
And I'm crazy for love but I'm not coming on.
I'm just paying my rent every day in the tower of song.


I said to Hank Williams: “How lonely does it get?”
Hank Williams hasn't answered yet,
but I hear him coughing all night long,
a hundred floors above me in the tower of song.


I was born like this, I had no choice.
I was born with the gift of a golden voice,
and twenty-seven angels from the great beyond,
they tied me to this table right here in the tower of song.


So you can stick your little pins in that voodoo doll
- I'm very sorry, baby, doesn't look like me at all.
I'm standing by the window where the light is strong.
They don't let a woman kill you not in the tower of song.


Now you can say that I've grown bitter but of this you may be sure:
The rich have got their channels in the bedrooms of the poor,
and there's a mighty judgement coming, but I may be wrong.
You see, you hear these funny voices in the tower of song.


I see you standing on the other side.
I don't know how the river got so wide.
I loved you, I loved you way back when -
And all the bridges are burning that we might have crossed,
but I feel so close to everything that we lost-
We'll never, we’ll never have to lose it again.


So I bid you farewell, I don't know when I'll be back.
They’re moving us tomorrow to that tower down the track.
But you'll be hearing from me, baby, long after I'm gone.
I'll be speaking to you sweetly from my window in the tower of song.


My friends are gone and my hair is grey.
I ache in the places where I used to play.
And I'm crazy for love but I'm not coming on.
I'm just paying my rent every day in the tower of song.

środa, 12 stycznia 2011

Suzanne Collins "Kosogłos"

Ponieważ to książka dla nastolatków, przytoczę reakcje moich latorośli: niby fajne, ale dziwne zakończenie. Chyba wiem o co chodzi ale nie napiszę, bo mógłbym zepsuć komuś lekturę. Niemniej jednak ostatnia część trylogii jest moim zdaniem najsłabsza. Brak jej świeżości i pomysłowości, która fascynowała zwłaszcza w części pierwszej. Historia Katniss musiała się skończyć, ale zamiast spodziewanych finałowych fajerwerków otrzymaliśmy nieco  nudnawy zjazd do zajezdni. Mimo tego, kto przeczytał dwie pierwsze części i tak usiądzie do trzeciej aby dowiedzieć się całej prawdy o Panem.

wtorek, 11 stycznia 2011

Jay Rubin "Haruki Murakami i muzyka słów"

Kiedy nie można poczytać Murakamiego, warto dowiedzieć się czegoś o nim samym. Jay Rubin pisze o Harukim z sympatią, czym pewnie naraża się kolegom językoznawcom z powodu braku bezstronności. Na szczęście pisze nie tylko jako filolog, w takim wypadku książka trafiłaby do niewielu odbiorców. Od razu przyznaje się że jest wielbicielem Murakamiego, czym zaskarbia sobie względy czytelnika. Dla mnie najciekawszym wcieleniem Rubina jest Jay tłumacz.Od zawsze interesowało mnie jakim cudem tłumacze potrafią oddać sens, atmosferę, nastrój i wszystkie te wydawałoby się nieprzetłumaczalne niuanse językowe. Jak radzą sobie z idiomami, różnicami kulturowymi, odrębnymi znaczeniami wydarzeń, gestów, słów? Jay Rubin częściowo rozwikłuje tę zagadkę, wzbudzając jeszcze większy podziw dla pracy translatorskiej, również pracy Murakamiego.
O Murakamim dowiadujemy się że jest rodzajem tytana, czy ktoś w to wątpił? Także tego, których japońskich pisarzy lubi a których ledwo toleruje. Ucieszyło się moje serce, kiedy przeczytałem że najwyżej ceni Natsume Soseki'ego. Zdziwiłem się lekko, że podoba mu się Akutagawa. Dopisałem do listy "do przeczytania" Tanizaki'ego, jakoś do tej pory nie miałem przyjemności. Uśmiałem się z relacji z Kenzaburo Oe, itd, itp. Książka obfituje w ciekawostki i cytaty z opowiadań i powieści. Wzmaga apetyt na kolejne fantazje Harukiego i dobrze mi zrobiła zwłaszcza teraz, kiedy masochistycznie spoglądam na nowiutki egzemplarz "1Q84", kuszący bezwstydnie z półki pachnącym, świeżym drukiem...

niedziela, 9 stycznia 2011

Z pełnym brzuchem w Nowy Rok

Lubię dobrze zjeść. Nie zadowalam się przeciętną jakością i dlatego nieczęsto piszę tu o miejscowych restauracjach.
Dzisiaj jestem pod wrażeniem obiadu w "Casa mi suegra", znakomitego od początku do końca. Na przystawkę zjedliśmy sałatkę z rzeżuchy o lekkim miodowo-orzechowym posmaku. Wśród głównych dań pojawił się dorsz w cebuli, duszone kozie mięso w paprykowym sosie i cielęca polędwica w czosnku, miękka i soczysta jak marzenie. Potrawy nabrały jeszcze lepszego smaku w towarzystwie czerwonego "Contiempo" rodem z doliny Güimar. Może to przypadek, może odpowiedni układ planet, może to doświadczenie już nigdy się nie powtórzy, ale od dziś "Contiempo" wysuwa się w moim rankingu na pierwsze miejsce wśród marek kanaryjskich, zazwyczaj zbyt mocno przesiąkniętych wulkanicznym smakiem siarki. Tym razem mogliśmy cieszyć się ciemnobordowym, opalizującym  trunkiem o zrównoważonym bukiecie, pozostawiającym przyjemne, owocowo-cierpkie wspomnienie na podniebieniu.
Uczty dopełnił deser, znakomita sopa borracha (pijana zupa), która okazała się być pysznym tortem.
Wytoczyliśmy się z restauracji po prawie 3 godzinach rozkoszy, przepełnieni szczęściem oraz wszystkimi tymi pysznościami, z mocnym postanowieniem powrotu.