piątek, 26 lutego 2010

Leonard Cohen w Londynie

Dostałem w prezencie muzykę. Jestem zachwycony. U. wie co lubię i chociaż czasem narzeka że trudno coś dla mnie znaleźć, zawsze wyszuka jakąś perełkę. Tym razem jest to Leonard Cohen, zapis koncertu na dwupłytowym albumie. Długaśne wersje znanych kawałków z wplecionymi solówkami granymi na najdziwniejszych instrumentach. Niski, hipnotyzujący głos Leonarda w połączeniu ze znanymi na pamięć tekstami i trudną do opisania, ciepłą atmosferą koncertu robi wrażenie nie z tej ziemi. Nie jestem pewien czy U. zagląda na tę stronę. Oficjalnie to taka moja mała tajemnica, nieoficjalnie - trudno powiedzieć. U. jeśli to czytasz, dziękuję, sprawiłaś mi ogromną przyjemność :)

Astma w Vancouver

Właśnie przetacza się w mediach burza spowodowana wypowiedzią Justyny Kowalczyk. Pytanie brzmi, czy stosowanie leków rozszerzających oskrzela jest dopingiem czy nie. Korzeniowski skarży się ze Justyna jest niedojrzała a trener Justyny że Korzeniowski to bufon. Tak na marginesie ostatni argument jest nie na miejscu, bo ad personam. Ponieważ temat jest mi emocjonalnie bliski, spróbuję wyartykułować własne nań zdanie. Otóż jestem przekonany, że problem jest niewłaściwie sformułowany. Nieważne, czy leczenie astmy jest dopingiem. Nieważne, czy wielu sportowców ma prawidłowo rozpoznaną chorobę czy nie. Istotne jest to że hipokryzja nie pozwala przyznać, że doping jest i będzie częścią sportu. Oczywiście nie sportu jaki uprawiają dla zdrowia i przyjemności miliony ludzi na całym świecie. Ale sportu wyczynowego tak. Tego, który prowadzi nielicznych do zdobywania medali w poważnych imprezach. Tego, którego uprawianie związane jest często z poważnymi urazami związanymi z przeciążeniem organizmu w trakcie trwania kariery. Tego, który prowadzi do kalectwa po jej zakończeniu...
Ilu złotych medalistów korzysta z niedozwolonych metod nigdy się nie dowiemy. Gdyby jednak metody te stały się dozwolone, można by lepiej kontrolować ich stosowanie. Skuteczniej badać wpływ różnych środków na organizm młodego człowieka. W końcu, byłoby możliwe dzielenie się zebranymi danymi, publikowanie rezultatów, unikanie powtarzania tych samych błędów przez różne zespoły. Czy to mało? Jeśli mało to dorzucę jeszcze wzrost świadomości i odpowiedzialności wśród młodych sportowców, zdemitologizowanie niezwykłej skuteczności dopingu. Konieczne byłoby informowanie o ryzyku, uzyskanie świadomej zgody na stosowane metody wspomagania treningu, prowadzenie odpowiedniej dokumentacji medycznej. Istotnych wad legalizacji dopingu w sporcie wyczynowym nie dostrzegam. Może dlatego że jestem krótkowidzem?
PS: dlaczego Korzeniowski cierpiąc na astmę wysiłkową zamiast zaniechać wysiłku nadal trenował i startował? Gdzie jest patologia a gdzie zdrowy rozsądek?

poniedziałek, 15 lutego 2010

"Mała Moskwa" - dobry film, polski film

Obejrzana wczoraj wieczorem "Mała Moskwa" pozostawiła po sobie bardzo przyjemne wrażenie. Uczucie jakie pozostaje po dobrym filmie jest szczególne. Nie wiadomo jak to się stało że się skończył. Powinien jeszcze trwać. Rzeczywistość wydaje się fikcją, powrót do niej to jak przebudzenie. Postacie prawdziwe, zdarzenia realne, iluzja niemal doskonała. Nie bez znaczenia jest też niezliczona ilość wątków z których autorzy upletli historię. Najbardziej oczywisty: miłość i zdrada, ale również odrzucenie i przebaczenie. Kolejne to realia życia lat 60tych ubiegłego wieku. Smutne pijackie życie okupantów zamkniętych w koszarach i paradoksalnie weselsze, bliższe wolności mieszkańców okupowanego kraju. Strategiczne, geopolityczne cele realizowane kosztem wolności osobistej tych którzy cele te realizują. Kosztem innych również, ale to już inna bajka. Nie zabrakło szczypty komizmu w sytuacjach poważnych. Pytanie: "Dlaczego Jura nie poleciał w kosmos?" jako sposób oznajmienia że tenże dzieci mieć nie może, dziś jeszcze wywołuje uśmiech na mych ustach. Podobała mi się nawet piosenka Ewy Demarczyk zaśpiewana z silnym rosyjskim akcentem. Jestem przekonany, że wrócę kiedyś do tego filmu. Choćby tylko myślami...

środa, 10 lutego 2010

Beztroskie życie

Dziś mieli przylecieć znajomi z Polski. Mieli, bo nie dolecieli. Nie dolecieli bo nie sprawdzili czy przypadkiem nie zmieniła się godzina odlotu samolotu z Barcelony. Zmieniła się. Nie dolecieli na wyspę. Kupili bilety na jutro. W pierwszej chwili zdziwiłem się jak można było nie sprawdzić. W drugiej zamarzyłem żeby osiągnąć kiedyś podobny stopień beztroski. W trzeciej opisuję to. Zeby nie zapomnieć... Może jak będę duży się uda?

wtorek, 2 lutego 2010

Zimową porą padają deszcze...

Wczoraj trochę popadało. Trochę bardzo :)
Dzisiaj emocje już opadły, poziom wody na ulicach również. Pozostało błoto i jeszcze tylko myśl się kołacze niespokojna, że mogło być gorzej...