piątek, 28 października 2011

Ōgai Mori "La bailarina" ("Maihime", 1890)

Uwielbiam takie dobrze napisane starocie. Ōgai Mori pisząc to króciutkie opowiadanie miał zaledwie 28 lat, ale poradził sobie z nim jakby pisał od wieków. Zwięzła forma, bez marnotrawstwa słowa. Treść przywodząca na myśl trochę dziewczynkę z zapałkami, trochę zwiędły listek na falach  oceanu. Ōgai Mori był jednym z pierwszych Japończyków przybyłych do Europy na skutek otwarcia Japonii na świat w 1868 roku. W 1890, kiedy powstało opowiadanie, otwarcie to trwało zaledwie od 22 lat. Próbuję sobie wyobrazić jak reagowali berlińczycy na widok Japończyka na ulicy w roku 1884, kiedy Mori rozpoczął stypendium. Jakie wrażenie wywarła na nim europejska kultura i obyczajowość? Podejrzewam, że był w głębokim szoku i z tego szoku zrodziła się maleńka perełka pod postacią niniejszej książeczki. Z szoku, ale także zapewne z tajemniczego romansu ze złotowłosą, błękitnooką nordycką pięknością. Z ciekawostek od wydawcy: "La bailarina" powstała w tym samym domu w Hongo, w którym następnie Natsume Sōseki napisał "Panicza" oraz "Jestem kotem". Przypadek czy atmosfera miejsca?

niedziela, 23 października 2011

Caldera de Taburiente

Roque de Idafe, zgodnie z wierzeniami dawnych mieszkańców wyspy: święta skała.

Cascada de Colores.
Kamyczek z zielonym tupecikiem na drodze z Campamento do Hoyo Verde
Planowaliśmy  pochodzić w ubiegły weekend po Hierro, ale podmorski wulkan nie pozwolił. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na wypad na Palmę.
Udało się wejść do Caldery. Udało się zrobić kilka zdjęć. Udało się wrócić bez kłopotu, czego nie mogą powiedzieć 72 osoby ewakuowane przy pomocy śmigłowca trzy dni później.


Brzegi Caldery jak ściany potężnej katedry. Przy ścieżce spora opuncja oferuje wędrowcom czerwone kolczaste owoce.

Mowa Leonarda Cohena: Premios Príncipe de Asturias 2011

Przegapiłem wystąpienie Leonarda Cohena podczas uroczystości wręczenia nagrody. Na szczęście U. się zorientowała i podesłała mi linka. Cohen nie musi udowadniać swojej wielkości, robi to mimochodem, każdym słowem, każdym gestem. Tym razem opowiada o tym,  jak wiele zawdzięcza Hiszpanii i jest w tym przekonujący. Wydaje się że bez Hiszpanii nie byłoby Leonarda Cohena jakiego znamy. Warto posłuchać. Popatrzeć na Jego przygarbione plecy, lekko drżące dłonie, kapelusz pozostawiony na krześle. Warto spojrzeć na trochę wzruszone, trochę rozbawione i zaskoczone miny słuchaczy i pozwolić się zaczarować.

wtorek, 18 października 2011

Murakami i Nothing Box


Trudno mi było w to początkowo uwierzyć. Murakami w trzecim tomie „1Q84”, na stronie 283 pierwszego wydania,  opisuje zjawisko nothing box. Zjawisko tak  fascynujące, że ochrzciłem bloga jego imieniem. Jeżeli wczoraj uważałem że Murakami Haruki znajduje się tuż tuż  w zasięgu reki, pomyliłem się. On jest we mnie w środku, a przynajmniej jakaś jego wyraźnie odczuwalna część.  Subiektywnie, wiedziałem o tym od dawna. Teraz dysponuję dowodem.

“Desde que se escondía en ese piso, lograba que su mente se quedara en blanco. Podía vaciarla a su antojo, en particular cuando contemplaba el parque desde el balcón. Sus ojos vigilaban diligentemente el parque. Sobre todo el tobogán. Pero no pensaba en nada. Aunque no, seguro que su mente sí pensaba en algo, pero sus pensamientos siempre estaban latentes. Ella desconocía qué era lo que su mente pensaba. Sin embargo, regularmente se manifestaba. Del mismo modo que las tortugas marinas o los delfines salen a la superficie para respirar. En estos momentos descubría lo que había estado pensando hasta entonces. Al rato, su mente se llenaba los pulmones de oxígeno nuevo y volvía a sumergirse. Desaparecía de su vista. Y Aomame ya no pensaba en nada. Convertida en un dispositivo de vigilancia envuelto por un blando capullo, dirigía su mirada absorta hacia el tobogán.”
Tłumaczenie z japońskiego na hiszpański: Gabriel Álvarez Martínez. Wydawnictwo Tusquets Editores, 2011


„Odkąd ukrywała się w tym mieszkaniu, potrafiła oczyścić umysł z myśli. Mogła opróżnić go na zawołanie, zwłaszcza kiedy z balkonu obserwowała park. Jej oczy starannie śledziły ten park. Przede wszystkim zjeżdżalnię. Ale nie myślała o niczym. Chociaż nie, na pewno jej umysł o czymś myślał, lecz jego myśli były zawsze niewidoczne. Nie wiedziała o czym myślał jej umysł, jednak regularnie pozwalał jej to zobaczyć. W ten sam sposób w jaki morskie żółwie czy delfiny wynurzają się na powierzchnię i oddychają. W tych momentach odkrywała o czym właśnie myślała do tej pory. Po chwili, jej umysł wypełniał płuca świeżym tlenem i ponownie się zanurzał. Znikał z jej pola widzenia. Wtedy Aomame o niczym już nie myślała. Zamieniona w owinięte miękkim kokonem  urządzenie monitorujące,  zwracała zamyślony wzrok w kierunku zjeżdżalni.”
Tłumaczenie z hiszpańskiego: m.

czwartek, 13 października 2011

Zielona plama...

...pojawiła się w okolicy podwodnej erupcji. Jutro plamą zajmie się specjalistyczny statek z dzielnymi naukowcami na pokładzie. Może dowiemy się dlaczego jest zielona i w ogóle dlaczego jest. I co to oznacza.
Tymczasem NASA zdążyła zrobić już tę śliczną fotkę z niepokojącą plamą.

środa, 12 października 2011

Czerwony alert na Hierro

Czerwony alert obowiązuje od wczoraj w miejscowości Restinga na południu wyspy. Wszyscy mieszkańcy zostali ewakuowani do el Pinar i do stolicy wyspy Valverde. Dzisiaj potwierdzono dwa nowe punkty erupcji, na głebokości 750 i 500 m. poniżej poziomu morza, w odległości odpowiednio 3,7 i 1,8 km od wybrzeża. Na powierzchni widać podobno wydobywające się gazy i martwe ryby, wyczuwalny jest zapach siarki. Sytuacja skomplikuje się tym bardziej im bliżej brzegu nastąpi kolejna erupcja. Na lądzie dochodzi do kolejnych wstrząsów. Na morzu obowiązuje zakaz żeglugi i nurkowania. Oficjalnie odwołano Open Foto Sub Isla De El Hierro.  Władze i geolodzy uspokajają, my śledzimy wydarzenia z zapartym tchem.


poniedziałek, 10 października 2011

Luisa Sobral "Xico"



Od soboty chodzi za mną ten kawałek.
Podobnie jak cała płyta.
o Xico, ooo Xico!

Erupcja

Tak, dzisiaj rano zaczęła się najprawdziwsza podmorska erupcja wulkaniczna na głębokości 1200-2000m w odległości 7 km od południowego krańca Hierro. Jak podają geolodzy a za nimi prasa, nie wiadomo na razie czy z dna morskiego wydobywa się magma czy tylko gazy. Wiadomo że erupcja ma miejsce w szczelinie powstałej na skutek sobotniego trzęsienia ziemi o sile 4,3 stopnia w skali Richtera. Na bieżąco śledzimy doniesienia mediów z ciekawością czekając na kolejne wydarzenia. Czy ciąg dalszy nastąpi?

niedziela, 9 października 2011

Wojciech Kuczok "Gnój", "Senność"

 Tak się złożyło że obydwie książki przeczytałem jedna po drugiej. "Gnój" zrobił wrażenie. Pamiętam z dzieciństwa kamienice jak ta z okładki obok. Odpadające tynki. Tuż za bramą smród wymiocin i moczu. Na schodach ten który nigdy nie trzeźwieje zastygł w akrobatycznej pozycji. W mieszkaniach symultaniczne bicie żon. Krzyczą głośno prowokując przekleństwa zaprutych małżonków. Sześciolatki palą na podwórku za śmietnikiem. Dwunastolatki wyciągają zębami plastikowy korek z trzeciego jabola. Piętnastolatki poszły dać komuś po mordzie. Kuczok ma dar obserwacji i narracji. Dom o którym pisze jest bardziej autentyczny niż zmyślony. Historia opowiedziana z perspektywy dziecka ze strasznej przemienia się we wstrząsającą. Widowiskowe, surrealistyczne zakończenie dopełnia dzieła jak dobrze dobrana przyprawa. Po takim pierwszym daniu, drugie ("Senność") jest zaledwie odgrzewanym mielonym kotletem. Przypomniała mi się myśl przewodnia z "1Q84": są pisarze którzy mają coś do opowiedzenia ale nie potrafią tego opisać i są tacy, którzy potrafią pisać ale nie wiedzą o czym. Kuczok według mnie należy do drugiej grupy. Ciekawy i odważny język, zabawa słowem, trafne neologizmy. Niestety, w "Senności" nie znalazłem żadnego interesującego nowego pomysłu. Znalazłem gnojem przybraną kalkę. Ten sam wrażliwy młodzieniec zawodzi oczekiwania brutalnego ojca. Rodzice się nienawidzą. Duszna atmosfera. Młodzieńcy w obu książkach mają podobną pracę w suterenie i przyglądają się z oddaniem przechodzącym na wysokości ich oczu nogom. Och, przepraszam! Ten z "Senności" oprócz nóg ogląda również cipki. Cóż za frapujące rozwinięcie tematu. Zawiódł mnie pan, panie Kuczok. Tak ładnie pan pisze, tak dokładnie o niczym. Miał pan rację, że dla pisarza pisanie o pisarzu nie mającym pomysłu na pisanie jest pomysłem skazanym na klęskę. Dlaczego nie posłuchał pan własnej rady? Ma pan talent, ale na razie brakuje panu pomysłów. Proszę odpocząć jeśli jest pan zmęczony albo zająć się czymś jeśli czuje się pan znudzony. Może wyskoczy pan ze swojej codziennej rutyny, przeżyje coś nowego i zaserwuje jedyny w swoim rodzaju deser, specjalność kuchni?
Z całego serca panu i sobie tego życzę.

ps: najlepsza jest okładka.

piątek, 7 października 2011

Nuevo fraude


 
Mucho cuidado con las compras por Internet. Me lo termina de pasar un íntimo amigo, así que mucho cuidado
¡Mucho ojo con E-Bay!

NUEVO FRAUDE POR E-BAY
Pagué 150,00 euros por un aparato que te hacía crecer el pene inmediatamente...
¡Y los hijos de puta me mandaron una lupa!

¡Ya estais advertidos!

wtorek, 4 października 2011

Abraham Verghese "Hijos del ancho mundo" ("Cutting for Stone")

Nareszcie dopadłem książki od której nie można się oderwać! Autor: Abraham Verghese. Zwróciłem na niego uwagę podczas zwiedzania księgarni. Wolę zwiedzanie księgarń niż muzeów bo można dotykać eksponatów. Początkowo zaciekawiła mnie notka biograficzna. Pochodzenia hinduskiego, wychowany w Etiopii, mieszka w USA. Leczy ludzi, uczy studentów, pisze książki.
Już od pierwszych stron wiedziałem że nie będzie łatwo rozstać się z opowiadaną historią. A rzecz jest o losach bliźniąt urodzonych w szpitalu Missing w Addis Abebie. Matka, zakonnica instrumentariuszka, umiera podczas porodu. Ojciec chirurg, w tym samym dniu znika bez śladu. Chłopców adoptuje para lekarzy z tego samego szpitala, wychowują się na jego terenie. Dorastają połączeni szczególnie mocnymi więzami, które w brutalny sposób zostają przerwane. Obydwaj interesują się medycyną, obydwaj na swój sposób osiągają sukces. Ostatecznie, w dramatycznych okolicznościach jest im dana możliwość pojednania po latach. Nie próbuję tu streścić ponad 550 stron powieści. Wyjątkowo dobrze napisanej powieści. Przy okazji opisywania perypetii życiowych bliźniąt, Verghese z lekkością wprowadza czytelnika w najnowszą historię Etiopii. Majaczy w oddali cesarz Haile Selassie, potomek króla Salomona i królowej Saby, przedstawiciel najstarszej dynastii w historii ludzkości. Etiopia jest ukazana jako kraj o wielowiekowej kulturze, gdzie korzenie chrześcijańskie sięgają czasów apostołów. Kraj wielki i bogaty duchem. Miejsce, które chciałoby się kiedyś odwiedzić, którego smaki i zapachy w jakiś magiczny sposób udało się odczytać z zadrukowanych stron.  Kolejnym bohaterem drugiego planu jest medycyna. Akcja powieści rozciąga się pomiędzy rokiem 1947 i 2008. Skok wiedzy, możliwości diagnostycznych i leczniczych w tym okresie był niewiarygodny i tę rewolucję Verghese uchwycił po mistrzowsku. Jest też wątek polski, a nawet dwa. W latach 70 tych w szpitalu Missing pojawia się polski dyplomata. Sugestywny opis zabiegu operacyjnego jakiemu jest poddawany lepiej przeczytać na siedząco i ze szklanką wody w zasięgu dłoni. Drugi Polak to Ryszard Kapuściński. Autor poświęca mu cały akapit w części poświęconej materiałom źródłowym, podkreślając znaczenie "Cesarza" dla zrozumienia przez niego patologicznych mechanizmów rządów Haile Selassie. Podsumowując, Verghese dostarcza bogatej, dobrze przemyślanej i skonstruowanej historii, którą czyta się jednym tchem. Ciekawe pomysły, niebanalne zakończenie. Ciekaw jestem kolejnych książek.

poniedziałek, 3 października 2011

O wyższości gór

Taka piękna sobota... Wstajemy o szóstej. Noc, ciemno i cicho za oknem. Zbiórka o siódmej tam gdzie zwykle. Krótki postój w cafeterii na stacji benzynowej. Zamawiamy kanapki na wynos, coś do picia. Zostawiamy samochody w Los Silos, taksówki czekają na placu pod kościołem. Jedziemy do Los Erjos. Teraz dopiero przypomina mi się dlaczego wolę góry.
  1. Więcej widać.
  2. Bardzo ładnie pachnie.
  3. Nie ma tłumów.
  4. Można oglądać chmury z góry.
  5. Im wyżej tym ludzie sympatyczniejsi.
  6. Można pogadać ze wszystkimi i z każdym z osobna.
  7. Plecak miło masuje ramiona.
  8. Woda lepiej smakuje.
  9. Jedzenie też lepiej smakuje.
  10. Z plaży nie widać jak tu pięknie.
  11. Stąd widać plaże.
  12. I inne.
Po powrocie kolejny raz dziwię się że... Nadal odkrywamy nowe miejsca na tej malutkiej, przytulnej wysepce.