niedziela, 7 listopada 2010

"Come reza ama" ("Jedz módl się kochaj")

Film na sobotni wieczór. Spokojny, wręcz wyprany z emocji. Nastrojowa muzyka. Piękne zdjęcia. Niepiękna Julia Roberts. Po wyjściu z kina dominującym uczuciem jest chęć odwiedzenia wszystkich tych uroczych zakątków. I wielu innych. Wydaje się, że film powstał na zamówienie podupadających na skutek światowego kryzysu biur podróży, reklamując przez długie 142 minuty walory Włoch, Indii, Indonezji. Jeśli tak, jest to najdłuższa reklama jaką widziałem. Przyznam, że nie rozumiem postawy typu nie wiem co zrobić ze swoim życiem. Problemy głównej bohaterki są mi obce. Z tym większym zdziwieniem przyjąłem do wiadomości, że historia oparta jest na faktach. Cóż, każdy jest (ponoć) kowalem swojego losu...
Aha, rola Bardema jak zwykle przepyszna. To taki hiszpański Jack Nicholson, ratuje każdy film. Nie żałuję czasu spędzonego w kinie, jednak trudno jest polecić ten obraz bliźniemu i zachować krystalicznie czyste sumienie.

2 komentarze:

  1. książkę czytało mi się bardzo dobrze. Może dlatego, że wiem, że w życiu różnie bywa i nie zawsze jest fajnie. Zazdrościłam bohaterce, że mogła tak się wyrwać i zmienić swoje życie. Z przyjemnością czytałam na przykład, że w Rzymie smakowały nam lody w tej samej lodziarni itd.
    Na film się nie wybieram, więc trudno mi powiedzieć, może kiedyś obejrzę, może nie, zobaczy się;) pozdrawiam,
    chiara76.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, chyba już nastolatki wiedzą że w życiu nie zawsze jest fajnie :)
    Podejrzewam, że na podstawie niezłej książki powstał przeciętny film. Nihil novi sub sole ;)
    W sprawie lodów: w Santa Cruz najlepsze są właśnie u Włocha, mniam mniam!

    OdpowiedzUsuń