czwartek, 3 lutego 2011

"También la lluvia" Icíar Bollaín

Film o niezachęcającym tytule,  niereklamowany, schodzący pomału z ekranów w tej części świata a jednak odciskający wyraźny ślad w duszy. Przeplatają się dwie historie. Hiszpańska ekipa kręci w Boliwii za amerykańskie pieniądze film o początkach podboju Nowego Swiata. Widzimy Kolumba obejmującego Santo Domingo we władanie hiszpańskiej korony, bezwzględność konkwistadorów w gromadzeniu złota, bezradność i nędzny los Indian. Na okrutne sceny sprzed 500 lat i beztroskie życie dzisiejszych aktorów nakłada się boliwijska rzeczywistość w jakiej przyszło im pracować. Trafili w sam środek konfliktu miejscowej ludności z rządem o prywatyzację wody w Cochabambie. Statyści jednego dnia grają gnębionych przed wiekami przodków, następnego wychodzą na ulicę aby protestować przeciw drakońskim podwyżkom cen wody.
Filmowcy początkowo nie widzą powodu do angażowania się w wojnę o wodę. Pada zdanie: nie martwmy się o wodę dopóki do picia mamy szampana. Stopniowo zaczynają dostrzegać analogię między wyzyskiem prowadzonym przed wiekami przez konkwistadorów i dzisiejszym kapitalizmem. Uderza rozmowa reżysera z przedstawicielem boliwijskiej władzy:

  - Jak mogą płacić tyle za wodę zarabiając zaledwie 2 dolary dziennie?
 - A to ciekawa zbieżność danych, bo słyszałem że płacicie statystom dokładnie 2 dolary za dzień pracy.
 - Tak, ale mamy ograniczony budżet.
 - Jak wszyscy...

Ekipa filmowa odkrywa, że od 500 lat niewiele się zmieniło. Odcięcie ludzi od wody jest równie skutecznym wyrokiem śmierci jak praktykowane niegdyś spalenie na stosie a głodowe płace mają więcej wspólnego z niewolnictwem niż z najemną pracą.
Krótko mówiąc film ciekawy, wystawia sumienie na emocjonalną chłostę i skłania do refleksji nad niezmiennością mechanizmów rządzących światem. Na plus zapisuję świetną obsadę, raczej nieznaną polskiemu widzowi za wyjątkiem grającego reżysera meksykańskiego aktora Gaela Garcii Bernala oglądanego w takich filmach jak "Babel" czy "Amores perros". Wyszedłem z kina ukontentowany mocą obrazu i jednocześnie po raz kolejny pozbawiony złudzeń co do wolności, równości i braterstwa... Pomimo podjętej próby podania krzepiącego zakończenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz