niedziela, 13 marca 2011

Danny Boyle "127 godzin"

Pierwsze wrażenie? Genialnie dobrana muzyka, atakująca w pierwszych scenach, utrzymująca napięcie kiedy "nic się nie dzieje", wyciszająca głosem Dido w końcówce. Historia jest bardzo prosta. Młody egoista wyrusza w góry. W wyniku upadku zostaje uwięziony w skalnej szczelinie. Po kilku dniach staje się jasne, że jedynym sposobem wyjścia z pułapki jest amputacja kończyny na wysokości przedramienia. Nie wierzyłem że może z tego powstać porywający film, jednak ze względu na bliską sercu tematykę zasiadłem w kinowym fotelu i chyba nie poruszyłem się aż do końcowych napisów. Wystarczyło może 30 sekund aby zanurzyć się w historii i odtąd byłem już Aronem Ralstonem.

Wstałem w nocy i pojechałem na pustynię. Gnałem na rowerze do utraty tchu, biegałem dnem rozpadlin, wskakiwałem do podziemnych jeziorek i poderwałem  dwie spotkane przypadkowo laseczki. Umówiłem się z nimi na imprezkę następnego wieczoru. Później ten (beep) kamień przygniótł mi prawą dłoń. Nie mogłem w to uwierzyć. Szarpałem, walczyłem, wołałem o pomoc, próbowałem wykorzystać kilkanaście przedmiotów, które miałem w plecaku. Wszystko na nic. Nadeszła noc a z nią przeraźliwe zimno. Rano odnalazł mnie kruk i poczułem się jak główne danie na ptasiej uczcie. Kolejne dni były podobne. Woda się skończyła i poznałem smak moczu. Miałem kamerę, więc nagrałem materiał z wyjaśnieniem okoliczności mojej śmierci. Wyryłem w skale imię, nazwisko i datę. Dlaczego nie powiedziałem nikomu dokąd się wybieram? Dlaczego nie odbierałem telefonów od matki? Czyżby moja ex miała rację mówiąc że umrę w kompletnej samotności? Wspomnienia i plany luźno pojawiały się w głowie, świadomość zaczęła się rwać i mieszać z dziwnymi wizjami. W malignie ujrzałem przeszłość i przyszłość. Kamień, który przygniótł mi rękę był moim przeznaczeniem. Czekał tu na mnie całą wieczność, żeby pokazać że można żyć inaczej. Liczyć się z uczuciami bliskich jeśli chce się mieć kogoś bliskiego. To ma nawet swoją nazwę: empatia. Postanowiłem odciąć się od przeszłości i przypieczętować decyzję ofiarą z prawej ręki. Złamałem po kolei obie kości. Zacisnąłem opaskę powyżej złamania i pomału ciąłem scyzorykiem. Szkoda że wcześniej stępiłem ostrze, bezskutecznie usiłując usunąć mój kamień. Najgorsze było przerwanie nerwów. Chyba parę razy straciłem przytomność, ale udało się. Wyszedłem stamtąd. Nie mam prawej dłoni ale wiem jak żyć. Myślę, że warto było zapłacić za tę wiedzę, choć cena nie była niska. Teraz kiedy wybieram się w góry, zawsze jest ktoś kto wie gdzie mnie szukać.

Napisy końcowe. Jestem w kinie i mam obie dłonie. Nadal słychać hipnotyzujący śpiew Dido. Obok bez ruchu siedzi U. Nie jestem Ralstonem, ale zapamiętam jego lekcję tak, jak gdyby była moja. Czas podnieść się i ruszyć do wyjścia.

7 komentarzy:

  1. Cytuje: " Liczyć się z uczuciami bliskich jeśli chce się mieć kogoś bliskiego. " To niby takie oczywiste i proste. SZkoda,że czasem ludzie o tym zapominają.... Q. pozdrawiam ciepło i słonecznie, u nas wreszcie własnie cieplej i słoneczniej

    OdpowiedzUsuń
  2. A u nas śnieżyca, piękny widok i tylko 12 stopni za oknem. Zima na całego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taką 12 stopniową zimę to można nawet lubić :) Pozazdrościć...Jak to mawiał mój znajomy" grunt to się dobrze ustawić:))))))) 'Q

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba ktoś nie pamięta jak marzł przy 14 stopniach i bez ogrzewania, haha ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam :), ale ma dworzu było tak miło, ciepło i słonecznie...Q

    OdpowiedzUsuń
  6. Na szczęście już się ociepliło, choć woda w morzu diabelnie zimna, brrr ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. a u nas znow podle....

    OdpowiedzUsuń