niedziela, 11 grudnia 2011

Roman Polański "Un dios salvaje" ("Rzeź")

Dla miłośników teatru telewizji. Najnowszy film Polańskiego spodobał mi się o wiele bardziej niż kilka poprzednich. Areszt domowy dobrze mu zrobił. Polańskiemu.
Przemyślał fabułę, wybrał odpowiednich aktorów, dopracował szczegóły. Wydaje się, że interesuje go szczególnie zwierzę jakie mieszka w człowieku pod cienką warstwą naskórka, kosmetyków i ubrań. Wystarczy niewielkie zachwianie równowagi aby ten zwierz pojawił się na scenie, zaryczał, drapnął pazurem, użarł boleśnie. Obraz kończy się dokładnie w chwili, kiedy następnym logicznym wydarzeniem powinien być rozlew krwi. Ale zanim do tego dojdzie jesteśmy świadkami festiwalu obłudy, snobizmu, politycznej poprawności i ukrytej niczym czarna mamba pod jedwabnym prześcieradłem chęci mordu. Wiemy że tam jest, widzimy jej kształt i oślizłe ruchy. Nie wiadomo tylko kiedy zechce wyskoczyć i kogo pierwszego ukąsi. Przy okazji dostało się też przemysłowi farmaceutycznemu. Czyżby szczepionka na świńską grypę zaszkodziła ostatnio reżyserowi? Wymierzył precyzyjny cios w podejrzany moralnie związek między biznesem i opieką zdrowotną. Mocno i przekonująco zagrane sceny warte są więcej niż cena biletu do kina. Gratuluję Polańskiemu i proszę o jeszcze. Moja babcia powiedziałaby stary ale jary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz