Kiedy miesiac temu zaczynalem pisac, nie wiedzialem jaki charakter bedzie mial ten blog. Teraz wydaje sie sklaniac w kierunku ksiazkowym, bibliotecznym, przyjemnie byloby nawet powiedziec "literackim". Skoro juz zostalo uzyte to slowo, niech tak zostanie. Nie zawsze mam ochote napisac o tym ze wczoraj przyszylem guzik do krotkich spodenek pod czujnym i podejrzliwym okiem synkow. Ale mialo byc o Markusie i jego zlodziejce. Dziwne jest to, ze nie wiem nawet czy ksiazka mi sie spodobala czy nie. Zajrzalem do Wikipedii, Markus naprawde nie nazywa sie Markus tylko w wieku 19 lat przybral to imie porzucajac dotychczasowe: Branko Cincovic. Jego ojcem byl Austriak (na pewno?), matka Niemka. On sam obsadzil w roli narratora Smierc. O tym nie bede sie rozpisywac, jest sporo recenzji w necie... Tymczasem wracam do pytania o to czy ksiazka jest dobra czy nie? Chyba jednak tak, choc porownywanie jej z "Dziennikiem" Anny Frank we fragmencie recenzji umieszczonym na okladce jest z pewnoscia naduzyciem. To tak, jakby przyrownywac przezycie powstania w getcie do obejrzenia "Listy Shindlera". Jedno i drugie moze wzbudzac emocje. Na inna skale.
Mysle ze warto przeczytac "Zlodziejke ksiazek", warto podsunac ja dorastajacemu dziecku. Moj starszy syn ma prawie 12 lat. Czy jest juz gotow na czytanie takich rzeczy? Oto jest pytanie.
Actividad del miércoles 13 de noviembre
2 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz