sobota, 16 października 2010

"Okruchy dnia", według powieści Kazuo Ishiguro

Chciałoby się napisać: piękny film! Jednak mimo tego że piękny, miał pecha. Wcześniej przeczytałem książkę. A książka jest piękna zabójczo. Zabrakło w nim tego, co stanowi o atrakcyjności powieści: zawiłych przemyśleń Stevensa, jego przekonań, kamiennej chłodnej logiki, jak beton sztywnego kręgosłupa moralnego idealnego majordomusa. Owszem, historia została opowiedziana wiernie. Gra aktorska bez zarzutu. Sceneria trudna do poprawienia. Niestety, film jest jak jazda metrem w porównaniu do spaceru. Przemieszczanie od sceny do sceny w ciemności, jak od stacji do stacji. Wszystkie ważniejsze wydarzenia opisane w książce odnalazłem bez trudu. Ale zabrakło naiwnej i poważnej duszy Stevensa. Skomplikowany proces myślowy zachodzący w jego głowie został wielokrotnie sprowadzony do trwających kilkanaście sekund epizodów. Brakuje otoczenia, dopełnienia, atmosfery. Wieje chłodną pustką. Czuję się lekko zawiedziony. Trochę bardziej niż lekko.

4 komentarze:

  1. :) Właśnie nabyłam książkę. Potrafisz przekonać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Anonimowa :)
    Mam nadzieję że i Tobie się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pewna, że mi się spodoba:) Proszę o wybaczenie za brak podpisu, ostatnio nie jestem w formie.
    Kłaniam się i pozdrawiam. Quimera.

    OdpowiedzUsuń
  4. Quimero, na szczęście nie ma obowiązku podpisywania komentarzy ;)
    Poza tym, przecież podpisałaś się :)))
    Dziękuję za odwiedziny...

    OdpowiedzUsuń