czwartek, 29 września 2011

Andi Baiz "La cara oculta"

"Hay puertas que nunca deberían abrirse" - są drzwi, których nigdy nie należy otwierać. Takie motto głosi plakat z filmu i trudno o lepsze. Film został zrobiony znakomicie, perfekcyjnie opowiedziana historia. Młody, zdolny dyrygent z Barcelony przyjmuje roczny kontrakt w filharmonii w Bogocie. Jedzie do Kolumbii z dziewczyną, zakochaną ale nie bezkrytyczną. Kiedy ta zaczyna podejrzewać romans lubego z jedną ze skrzypaczek, znika z dnia na dzień pozostawiając pożegnalne nagranie wideo. Chłopak załamuje się, ale dość szybko znajduje śliczną pocieszycielkę, wydobywającą go skutecznie z oparów whisky. Do tej chwili historia banalna, ale upłynęło może 5-6 minut filmu. Dalej wciska w fotel i powoduje totalny zanik poczucia czasu. Zaskakujący obraz, świetna muzyka. Zrobiony oszczędnie ale z wizją. Rewelacyjny. Autorzy nie kryją inspiracji "Dzieckiem Rosemary". Potrafili osiągnąć podobny poziom napięcia opowiadając o wiele prostszą i bardziej wiarygodną historię. Ta wiarygodność i prawdopodobieństwo nadają mocy i nie pozwalają o nim zapomnieć. Dawno już nie widziałem tak pełnego filmu. Oj dawno. Należałaby się przyjrzeć bliżej zdolnemu kolumbijskiemu artyście, potrafiącemu wyprawiać takie cuda z wysokości reżyserskiego stołka.

ps: lepiej nie oglądać zwiastuna...

2 komentarze:

  1. Chyba wracasz do formy :) fajnie. Q.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy do formy czy nie, ale czasem przerwa dobrze robi. Cieszę się że znów zaglądasz Q. :)

    OdpowiedzUsuń