niedziela, 7 marca 2010

María Pagés "Flamenco Republic"

Spektakl odbył się wczoraj wieczorem. Wydawało by się że mieszkając w Hiszpanii prawie codziennie oglądam tańczące flamenco ognistookie Hiszpanki. Niestety tak nie jest. Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć flamenco na ulicach Granady w malowniczej dzielnicy Albayzín, gdzie miejscowe niebieskie ptaki śpiewają, grają i tańczą za parę euro na piwo. Wtedy również poszliśmy na występ w sąsiedniej dzielnicy (Sacromonte), do jednego z licznych "tablao", mieszczączch się w pomieszczeniach będących skrzyżowaniem jaskini z piwnicą. Emocjonujące i egzotyczne przeżycie, potęgowane przez obecność dość licznej grupy japońskich turystów oraz szklankę sangrii w dłoni. Jednak Flamenco Republic Marii Pagés to zupełnie inna jakość. María rozkłada najpierw flamenco na czynniki pierwsze. Cztery elementy z których zbudowany jest wszechświat to ogień, ziemia, powietrze i woda. Cztery elementy z których powstaje flamenco to rytm, dźwięk gitary, śpiew i taniec. Spektakl rozpoczyna się najbardziej pierwotnym dźwiękiem jaki można sobie wyobrazić. Pierwszym, jaki dociera do istoty ludzkiej. Bęben wybija rytm bicia serca. Bum-bum. Bum-bum. Bum-bum. Później następuje półtorej godziny nieprzerwanego występu. Setki wrażeń. Tysiące myśli. Niekończące się ramiona Marii poruszające się w rytm muzyki z wolna, niespiesznie. Innym razem tak szybko, że aż niedostrzegalnie dla oka. Ruchy jej ciała przywodziły mi na myśl tańczącą kobrę, grzechotnika z grzechotką kastanietów, dalekowschodniego wojownika walczącego z cieniem... Zasadę nieoznaczoności Heisenberga, choćby nie wiem jak dziwnie to zabrzmiało. Towarzyszący tancerce zespół współtworzył wspaniałe widowisko. Andaluzyjski zaśpiew wokalistów. Rytm wybijany obcasami i dłońmi. Wybijany wachlarzami i laskami. Dźwięki gitar. Na koniec publiczność na stojąco wyklaskała (wyklaskaliśmy) początkowe Bum-bum. Bum-bum. María zatańczyła z chustą. Kurtyna.
Rytm, muzyka, śpiew i taniec. Flamenco. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz