piątek, 19 marca 2010

Suzanne Collins "Igrzyska śmierci"

Tak się składa, że skończyłem czytać tę książkę dokładnie wtedy, kiedy w mediach ukazała się informacja o sfingowanym teleturnieju we Francji. O tym, w którym uczestnicy z ochotą torturowali innych, Ci jednak okazali się być aktorami udającymi ból. Pokręcony pomysł? Pojawiają się pytania o naturę Człowieka. Dobry On jest z natury czy raczej zły? Czy istnieje w ogóle odpowiedź na to pytanie? Pewnie każdy ma nieco inną na własny użytek. Moja jest taka: człowiek łatwo ulega wpływom, równowaga miedzy dobrem i złem jest w nim chwiejna a jego zachowanie w konkretnej sytuacji zmienne i zależne od wpływu wielu drobnych z pozoru czynników. Innymi słowy człowiek nie jest ani dobry ani zły a zachowuje się czasem dobrze a czasem źle.
Ale miało być o książce a tymczasem grzęznę w dygresji. Pomysł na fabułę opiera się na mieszance trzech składników:
1. formuła Big Brothera z podporządkowaniem spektaklu wymaganiom widowni,
2. futurystyczna wizja totalitarnego państwa rodem z Orwella,
3. walki gladiatorów na śmierć i życie a dokładniej aż do śmierci przedostatniego uczestnika igrzysk. Ostatni który zdoła przeżyć zwycięża.

Ale to jeszcze nie koniec pomysłów autorki. Uczestnikami igrzysk są młodzi ludzie w wieku od 12 do 18 lat, którzy dostają się do "programu" drogą losowania, prawie zawsze wbrew własnej woli i woli rodziców. Los uczestników zależy w dużej mierze od tego czy spodobają się widowni telewizyjnej i czy pozyskają w ten sposób sponsorów, którzy odpowiednimi podarunkami są w stanie przechylić szalę zwycięstwa... Organizatorzy nie pozostają bezstronni, kierują wydarzeniami w ten sposób, żeby nie zabrakło na arenie krwi...
Powstała książka wstrząsająca, rozdzierająca, napisana wartkim językiem, do czytania jednym tchem. Pozostawiła mi uczucie niedosytu, płytkiego potraktowania wolności, miłości, lojalności. Z drugiej strony, trudno było spodziewać się arcydzieła po książce podebranej dwunastolatkowi z półki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz