środa, 1 września 2010

Alfonso Ussía "El diario de mamá"

Hiszpański dziennikarz satyryczny Alfonso Ussía zabiera głos w sprawach publicznych i obyczajowych i trzeba przyznać że robi to z jajem. Kolejny tom przygód markiza de Sotoancho czyta się jednym tchem, zwłaszcza że autor już w pierwszym rozdziale skomplikował mu życie w sposób niebywały. Zaczyna się od kary inspekcji pracy za zatrudnienie przy winobraniu karłów. W dodatku na czarno. Prasa nie zostawia na markizie suchej nitki z powodu wykorzystywania niepełnosprawnych. Potwierdza się powiedzonko, że każdy dobry uczynek musi zostać ukarany, albowiem wybrano do pracy karły dlatego, że nie muszą pracować z pochylonym grzbietem zrywając winne wonne grona, w przeciwieństwie do osób obdarzonych normalnym wzrostem, oszczędzając im litościwie nieznośnych bólów pleców. Następnie okazuje się, że młoda, śliczna kolumbijska żona markiza rozpoczęła płomienny romans z krzepkim blond strażakiem rosyjskiego pochodzenia. Nie pierwszy to taki skok w bok ognistej małżonki i nie ostatni, bo mąż wyraża zgodę na jeden romans rocznie, ale dlaczego u licha właśnie teraz? Jakby zmartwień było mało, zjawia się majordomus z bezczelnym pomysłem zaproszenia do posiadłości austriackiej księżniczki jako narzeczonej markiza za którego on sam się podał. Markiz ustępuje pod naciskiem szantażu. Zdradziecki majordomus dysponuje sekretnym dziennikiem szczęśliwie ostatnio zmarłej mamy markiza, w którym przedstawiła ona syna w wyjątkowo niekorzystnym świetle. Dowiadujemy się, że markiz urodził się skrajnie brzydki, że matka przez całe lata patrzyła na niego z obrzydzeniem, że podczas chrztu upuszczony na podłogę doznał urazu głowy, że w wieku 5 lat jeszcze nie mówił a jako 32 latek moczył prześcieradło w nocy. Jeśli te informacje dotrą do służby, grozi niechybna katastrofa. Niekorzystny splot okoliczności rozwiązuje się pośród licznych nieoczekiwanych zwrotów akcji, zapewniając czytelnikowi przyjemne popołudnie pośród salw zdrowego, rubasznego śmiechu. Przydałaby się podobna markizowi wyrazista osobowość wśród polskich postaci satyrycznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz