czwartek, 22 kwietnia 2010

Hiszpańska kuchnia, powrót do Barcelony

Właściwie Katalonia nie jest dobrym pretekstem do pisania o hiszpańskiej kuchni a ogon byka ze zdjęcia, choć bardzo smaczny, był bardziej przykładem wariacji na temat tej potrawy niż typowym przedstawicielem gatunku. Muszę przyznać, że stosunek do jedzenia mają Hiszpanie szczególny. Dotarło to do mnie już na początku pobytu. W poniedziałek po weekendzie kolega uprzejmie zapytał jak spędziłem wolny czas. Kiedy dowiedział się że w górach, padło to zaskakujące pytanie: a co jadłeś? Okazuje się że jedzenie jest tu jednym z bardziej popularnych tematów rozmowy. Każdy zna mnóstwo knajpek, barów, restauracji i każdy jest zorientowany co w konkretnym miejscu należy zamówić. Pewne sprawy są oczywiste. W porcie jeść ryby, w górach mięso. Unikać jak ognia miejsc turystycznych. Zamawiać miejscowe wino ("de la casa"). Stawiać porcje na środku stołu, tak żeby każdy kto chce mógł nałożyć sobie to co chce. Próbować od sąsiadów z talerzy i proponować innym żeby spróbowali z twojego. Jeść spokojnie, powoli, rozmawiając i popijając. Najpierw chleb i przystawki. Później główne danie. Deser obowiązkowy. Kawa dopiero po deserze, na zakończenie całej przyjemności. Nie jak w Polsce do ciasta. W wielu miejscach razem z rachunkiem przynoszą "chupito", malutki kieliszeczek likieru jako gest podziękowania ze strony właściciela za odwiedziny. Przyznam, że początkowo ten rytuał wydawał mi się dziwny nieco. Teraz, kiedy sybaryta i hedonista jakiego nosiłem w sobie rozbudził się na dobre... Cóż, życie jest piękne, hiszpańskie jedzenie wyśmienite i dobrze jest umieć z tego skorzystać.
Rzuciłem okiem na tytuł posta, miało być więcej o Barcelonie a tymczasem skupiłem się na jedzeniu... Nie szkodzi, na pewno jeszcze do niej wrócę. Jeszcze kilka scen przykuło moją uwagę. Jeszcze parę miejsc o których wiem, że pozostaną na zawsze...

6 komentarzy:

  1. smakowity wpis;) ja wiem, że mnie by pewnie kuchnia tamtejsza nie podpasowała, z przeróżnych powodów, nie jadam na przykład cebuli, czosnku itd, ale zawsze można coś dla siebie znaleźć, czyż nie? Na przykład pamiętam, jak w Lizbonie zajadałam się rybami i tamtejszym super słodkim ciachem z daktylami;) ach, słodkości, to wszędzie chętnie.
    Co do unikania miejsc turystycznych, to raczej chyba większość ludzi tak robi podczas podróży;) Pozdrawiam,
    Chiara.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się wydaje że większość ludzi jednak wpada w sidła restauracji i restauratorów nastawionych na klienta jednorazowego. Trzeba przecież zadać sobie trochę trudu, żeby poszukać trochę dalej od plaży czy jakiegoś emblematycznego miejsca z przewodnika. Jeśli chodzi o gust, to wiadomo że to co jednemu smakuje dla innego będzie niejadalne ale jestem przekonany że znalazłabyś w Hiszpanii godne Twego podniebienia specjały...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kuchnię hiszpańską absolutnie uwielbiam! Gdy zaczynałam się uczyć hiszpańskiego, na samym początku przerobiłam słownictwo jedzeniowo-winne :) Tylko jedno mam im za złe. Jak już się tak najem po uszy, opiję i sączę chupito w nadziei, że mi to wszystko w żołądku rozpuści - oni WCIĄŻ GADAJĄ O JEDZENIU!!! Aż mi się niedobrze robi :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam Cię Asiu (Asiu?) w tych stronach. Faktycznie gadają o jedzeniu bez przerwy :) Jedzenie z pewnością jest ważniejsze nawet od piłki nożnej, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. O jedzeniu gadają nawet wtedy kiedy towarzystwo jest w 100% męskie i wydawałoby się że powinni rozmawiać o kobietach. Nic z tego.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadza się, Asia :) Wpadłam przez przypadek i oświadczam, że zostaję, bo z menu wszystko dla mnie: i Hiszpania, i Japonia, i ksiązki :) Także poproszę o cafe con hielo :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam, cieszę się że Ci się u mnie podoba. Niewiele osób tu zagląda. Nie jest gwarno, ale mam nadzieję że przytulnie. ¡Café con hielo marchando!

    OdpowiedzUsuń