wtorek, 20 kwietnia 2010

Rodrigo i Gabriela "Diablo rojo"



Wypada mi tylko podziękować A. za otwarcie uszu na Rodrigo i Gabrielę. W takim to jestem ostatnio nastroju.
Poza tym, po pierwszym szoku spowodowanym wiadomym lotniczym wypadkiem komunikacyjnym nie mogę się nadziwić reakcjom jakie docierają z Polski. Tydzień narodowej żałoby wydał mi się od początku okresem zbyt długim. Później okazało się, że śmierć zmieniła w cudowny sposób kiepskiego prezydenta w narodowego bohatera godnego Wawelu. Przecieram oczy ze zdumienia. Wysilam sklerotyczne neurony, bezładnie splątane w zamkniętej puszce czaszki. Zgoda, zginęło wiele osób. Cześć ich pamięci. Jednak codziennie wiele osób w Polsce ginie tragicznie. Wygooglowałem szybciutko statystykę wypadków drogowych za rok 2007. 5563 ofiary śmiertelne. Szybka kalkulacja. To jak 58 samolotów z 96 osobami na pokładzie każdy. Trochę więcej niż jeden w tygodniu. Gdybyśmy chcieli uczcić ich żałobą, tak jak ofiary wiadomego lotu... zabrakłoby w roku tygodni. Te 5563 osoby też miały rodziny. Matki, ojców, małżonków, dzieci. Babcie i dziadków. Wnuki. I dokładnie takie same prawa obywatelskie jak Ci, którzy mieli zaszczyt roztrzaskać się pod Smoleńskiem. Dlaczego nic się o nich nie mówi? Dlaczego nie zapobiega się kolejnym tragediom. Dlaczego, choć na chybił trafił nie wybiera się kogoś, komu sporządzić można by państwowy pogrzeb z obowiązkową obecnością premiera, ministra spraw wewnętrznych, komendanta policji i księdza prymasa? Nie żądam obecności Obamy ani papieża. Nie proponuję Wawelu. Wystarczą Powązki albo katedra św. Jana. Od dnia feralnego lotu upłynęło 10 dni. Ile osób zginęło na drogach w tym czasie?
Dlatego nie chcę myśleć o tragedii elity, latającej prezydenckim samolotem. Wolę spojrzeć w przyszłość i skupić się na pozytywnych efektach wydarzeń pozornie negatywnych. Jestem przekonany że takowe są, wystarczy odważyć się je dostrzec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz