czwartek, 29 kwietnia 2010

Takiji Kobayashi "Kanikosen. El pesquero"

Jestem pod wrażeniem. Bardziej pod wrażeniem tego co w Japonii nazwano już fenomenem Kanikoosen, niż pod wrażeniem treści. Ale to też. Książka została wydana w nakładzie 7 tys. egzemplarzy w 75 rocznicę śmierci autora. W ciągu dwóch lat sprzedano w Japonii 1.600.000 egzemplarzy! Opisana historia jest dość prosta. U wybrzeży Kamczatki pływa statek poławiaczy krabów. Na pokładzie znajdują się urządzenia do puszkowania i 400 osobowa załoga złożona z marynarzy, rybaków i robotników. Załoga pracuje w skrajnie trudnych warunkach. Ludzie zmuszani są do pracy ponad siły biciem i zastraszaniem. Starsi są upokarzani, młodsi wykorzystywani seksualnie. Ich życie jest mniej warte od lnianego worka, używanego do wrzucania zwłok do morza. Jedzenia dostają minimalną ilość, ubrania rozpadają się z brudu, w sypialni cuchnie jak w latrynie a pchły i pluskwy nie dają spokoju ani na chwilę. Są lata dwudzieste XX wieku. Niszczyciele cesarskiej floty japońskiej pilnują bezpieczeństwa statku. Sytuacja pracowników nie różni się prawie wcale od warunków, jakie mają więźniowie gułagów w sąsiednim ZSRR. Bunt jest nieunikniony...
Tyle fabuła w telegraficznym skrócie. Interesujące jest to, że z bohaterami powieści utożsamiają się miliony współczesnych Japończyków. Widzą podobieństwo pomiędzy dawnym brutalnym wyzyskiem a obecnymi warunkami pracy. Ale to nie wszystko. Dochodzi osoba autora, prześladowanego przez policję po opublikowaniu pierwszego wydania książki w roku 1929. Wyrzuconego z pracy. Zamordowanego w wieku niespełna 30 lat podczas 5 godzinnego przesłuchania z użyciem tortur. Ciało ze śladami przypalania rozgrzanym żelazem, bicia, duszenia, oddano matce wraz ze sfałszowanym świadectwem zgonu. Oficjalna przyczyna: przewlekła choroba serca. Oto inne oblicze Japonii. Mroczne ale prawdziwe.
W ubiegłym roku powstał film na podstawie książki. Ciekawe czy do nas, do Europy dotrze. Tymczasem poniżej dwuminutowa zajawka:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz