Dla kogoś kto lubi Leonarda Cohena ten film jest niezłą gratką. Dowiadujemy się co zrobił Leonard, kiedy jako 9 letni chłopiec stracił ojca. Kim jest dla niego Roshi. Którego zdania i z jakiej piosenki nie pochwaliłaby jego mama. Dlaczego od dżinsów woli garnitury. Kim była Suzanne. Skąd wzięły się chińskie pomarańcze. I wielu innych szczegółów. Film jest dokumentem pomyślanym jako rodzaj hołdu. Fragmenty koncertu przeplatane są wypowiedziami różnych muzyków i samego Cohena. Ciekawe interpretacje Nicka Cave'a, Rufusa Wainwright'a, U2. Ujmujący szacunek jakim cieszy się Cohen w oczach Bono. Ten ostatni zresztą skromnie robi chórek do "Tower of song" i nieśmiało śpiewa jedną zwrotkę. Krótko, zafundowałem sobie dziś po południu mała ucztę. Mniam mniam!
piątek, 16 kwietnia 2010
Lian Lunson "Leonard Cohen, I'm your man"
Dla kogoś kto lubi Leonarda Cohena ten film jest niezłą gratką. Dowiadujemy się co zrobił Leonard, kiedy jako 9 letni chłopiec stracił ojca. Kim jest dla niego Roshi. Którego zdania i z jakiej piosenki nie pochwaliłaby jego mama. Dlaczego od dżinsów woli garnitury. Kim była Suzanne. Skąd wzięły się chińskie pomarańcze. I wielu innych szczegółów. Film jest dokumentem pomyślanym jako rodzaj hołdu. Fragmenty koncertu przeplatane są wypowiedziami różnych muzyków i samego Cohena. Ciekawe interpretacje Nicka Cave'a, Rufusa Wainwright'a, U2. Ujmujący szacunek jakim cieszy się Cohen w oczach Bono. Ten ostatni zresztą skromnie robi chórek do "Tower of song" i nieśmiało śpiewa jedną zwrotkę. Krótko, zafundowałem sobie dziś po południu mała ucztę. Mniam mniam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz