wtorek, 15 czerwca 2010

Dazai Osamu "Zmierzch"

Książka podczas czytania wydała mi się niespójna, nieuporządkowana. Nawet niechlujna. Jakby napisana przez kilka osób, niekoniecznie wzajemnie się rozumiejących. Sprawa wyjaśniła się częściowo po dotrwaniu do końca i zapoznaniu z posłowiem, napisanym chyba przez tłumacza, Mikołaja Melanowicza. Tu mała uwaga do wydawnictwa: nie znalazłem w książce informacji kto jest autorem ciekawego posłowia, jest opatrzone jedynie datą. Czepiam się dlatego, że na tych końcowych kilku stronach zawarty jest klucz do zrozumienia "Zmierzchu". I nie wiem komu podziękować za ten klucz...
Ale do rzeczy. Otóż słynny legendarny japoński pisarz Dazai Osamu skradł z pamiętnika swojej kochanki znaczną część tekstu. Przepisał słowo w słowo. I to co przepisał jest moim zdaniem najlepszą częścią książki. Częścią, która została wydana w Japonii przez prawdziwą autorkę. Dazai domieszał do tego trochę bredni narkomana, szczyptę marksizmu oraz próby interpretacji nauki Jezusa. Powstała nieskładna całość, wywołująca konfuzję. Na szczęście odnalazłem też kilka ciekawych fragmentów. Mocne wrażenie sprawia pożegnalny list samobójcy Naoji'ego do siostry. Wydaje się szczery i prawdziwy. Prawdziwszy nawet, kiedy uświadomiłem sobie, że od wydania książki do samobójstwa Osamu minął niewiele ponad rok. Warte grzechu są komentarze biblijne z pozycji japońskiego lewicującego libertyna. Np. zalecenie Jezusa aby nie nadużywać wina prowadzi do wniosku, że był on (Jezus) z pewnością pijakiem i jedna butelka (wina) nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Przyznam, że nigdy wcześniej nie wyobrażałem sobie Jezusa pijącego wino z gwinta. Po takim ćwiczeniu umysłowym czuję się co najmniej weselszy :)
Skończyłem czytać książkę wczoraj i miałem zamiar napisać że jest kiepska a autor/plagiator niewart swej sławy. Jednak dzisiaj przez cały dzień wracałem do niej myślami. Coś w niej głębiej tkwi. Coś, czego nie dostrzegam z braku odpowiedniego wykształcenia i oczytania. Coś, co bardziej  wyczuwam niż potrafię sprecyzować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz