piątek, 18 czerwca 2010

Jestem męskim szowinistą.

Pisuję tu od nieco ponad pół roku i ciągle nie bardzo wiem po co. Po przeczytaniu poprzedniego posta trochę rozjaśniło mi się w głowie w tej kwestii. Okazuje się, że pisanie pozwala mi lepiej poznać siebie, własne ciemne strony, ułomności wymagające mniej lub bardziej pilnej korekty. Tym razem uświadomiłem sobie, że jestem męskim szowinistą. Być może nawet szowinistyczną świnią, jednak po kolei. Skrytykowałem ostatnio pewnego japońskiego pisarza za przywłaszczenie sobie pamiętnika kochanki. Podałem jego imię i nazwisko a właściwie pseudonim pod którym publikował, pozostawiając w cieniu osobę okradzionej autorki. Tak się nie robi. Nie kopie się leżącego. Japońska kobieta w połowie dwudziestego wieku miała prawdopodobnie mniej praw i swobód niż Hiszpanka w epoce Franco. Przykład ze "Zmierzchu": Kazuko odważyła się poprosić brata, pijaka i hulakę o pozwolenie na wyjazd do Tokio dopiero wtedy, kiedy ten pojawił się w domu w towarzystwie kochanki, której mogła powierzyć zaszczytną funkcję kucharki.
Blog uświadomił mi, że podobnie jak Dazai zmarginalizowałem rolę prawdziwej autorki. Dzięki Blogu! Przepraszam i postaram się poprawić. Zacznę od tej, która napisała  "Dzienniki zmierzchu". Nazywa się Shizuko Ōta i padła ofiarą intelektualnego piractwa. Jeszcze raz. Jej imię brzmi: Shizuko Ōta! 

Do diabła z Dazai'em!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz